Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 11.djvu/134

Ta strona została przepisana.
—   124   —

Don Pedro.  Dobry wieczór, bracie.
Don Juan.  Jeśli ci czas pozwala, miałbym kilka słów do powiedzenia.
Don Pedro.  Prywatnie?
Don Juan.  Jeśli łaska? Hrabia Klaudyo jednak może być świadkiem rozmowy, bo co mam powiedzieć, dotyczy się jego osoby.
Don Pedro.  O co tu chodzi?
Don Juan  (do Klaudyo). Czy zawsze twoją jest myślą, hrabio, jutro pojąć żonę?
Don Pedro.  Wiesz o tem dobrze.
Don Juan.  Nie wiem o tem wcale, jeśli on wie to, co ja wiem teraz.
Klaudyo.  Jeśli są jakie przeszkody, proszę cię, panie, daj mi je poznać?
Don Juan.  Może przypuszczasz, hrabio, że cię nie kocham; czas lepiej to pokaże; tymczasem sądź o mnie łaskawiej przez wzgląd na rzeczy, które ci wyjawię. Co do mojego brata, przypuszczam, że wysoko cię ceni, że tylko uczuciem przyjaźni kierowany dopomógł ci do zawarcia zbliżającego się małżeństwa. Zmarnowane zabiegi i praca źle użyta!
Klaudyo.  Co to wszystko znaczy?
Don Juan.  Wytłómaczyć to przychodzę. Żeby niepotrzebne skrócić wywody, bo zbyt długo już o tem mówimy, — twoja narzeczona jest wiarołomna.
Klaudyo.  Kto? Hero?
Don Juan.  Ona właśnie. Hero Leonata, Hero twoja, Hero wszystkich.
Klaudyo.  Wiarołomna?
Don Juan.  Wyraz za dobry na odmalowanie całej jej szkarady; mógłbym powiedzieć co gorszego. Wymyśl gorszą nazwę, a użyję jej bez wahania. Nie dziw się, póki ci nie dam lepszych dowodów. Chodź ze mną tej nocy, a zobaczysz wkradającego się gacha przez okno do jej pokoju, tej właśnie nocy, w wilię zamęźcia. Jeśli jeszcze po tem kochać ją będziesz, pojmij ją jutro, choćby może lepiej przystało twojemu honorowi zmienić postanowienie.