Ciarka. Bez wątpienia, twój urząd daje ci do tego prawo, ale mojem zdaniem, kto się smoły tyka, smołą trąci. Najspokojniejszy dla ciebie środek, gdy złapiesz złodzieja, jest zażądać, żeby się wylegitymował, kim jest, a potem dać mu sposobność wasze towarzystwo ukradkiem opuścić.
Kwasek. Zawsze uchodziłeś za miłosiernego człowieka, mój kolego.
Ciarka. To prawda, żebym dobrowolnie psa nie powiesił, a dopieroż człowieka, mającego choć odrobinę uczciwości.
Kwasek. Jeśli usłyszycie dziecko kwilące wśród nocy, powinnością waszą obudzić mamkę, żeby je ukołysała.
2 Strażn. A jeśli mamka śpi twardo i nie usłyszy?
Ciarka. To idźcie dalej w pokoju, niech ją samo dziecko płaczem rozbudzi; bo owca, co nie usłyszy beku swego jagnięcia, nie odpowie zapewne na ryk cielątka.
Kwasek. Wielka prawda.
Ciarka. Tu koniec waszych powinności. Ty, sierżancie, reprezentujesz własną, dostojną książęcą osobę: jeśli podczas nocy spotkasz samego księcia, masz prawo go przyaresztować.
Kwasek. Nie, na Matkę Boską; nie ma do tego prawa.
Ciarka. O zakład pięć złotych przeciwko złotówce z każdym znającym dobrze prawo, że ma prawo przyaresztować: rozumie się, że nie ma prawa, jeśli nie ma książęcego przyzwolenia, bo straż nie powinna krzywdzić nikogo, a aresztować człowieka bez jego woli jest krzywdą człowieka.
Kwasek. Na Matkę Boską, i ja tak myślę.
Ciarka. Ha, ha, ha! Więc dobrze, mości panowie, dobranoc! Jeśli się zdarzy co ważnego, zawołajcie mnie. Słuchaj dobrej rady przyjaciół i twojej własnej i dobranoc! Sąsiedzie, idźmy.
2 Strażn. Tak więc, koledzy, znamy naszą powinność. Siądźmy tu na tej kościelnej ławie i czekajmy drugiej, a potem — wszyscy do łóżka!
Ciarka. Jeszcze słowo, zacni sąsiedzi. Proszę was, miejcie oko na drzwi Leonata, bo z powodu jutrzejszego wesela
Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 11.djvu/137
Ta strona została przepisana.
— 127 —