żości i nowości kroju, nie wzięłabym takich dziesięć za twoją jedną, pani.
Hero. Daj Boże, abym ją nosiła z weselem, bo bardzo mi ciężko na sercu.
Małgorz. Wkrótce, pani, będzie ci na niem ciężej o całą wagę męża.
Hero. Fe, nie mów tego! czy ty wstydu nie masz?
Małgorz. I czegóż mam się wstydzić, pani, gdy mówię uczciwie? Alboż małżeństwo nie jest uczciwą rzeczą nawet w żebraku? Alboż twój mąż niejest uczciwy bez małżeństwa? Zapewne chciałabyś, pani, abym mówiła, z przeproszeniem, nie mąż, lecz małżonek. Jeśli zła myśl nie przekręci uczciwego słowa, nie obrażę nikogo. Co jest w tem złego: ciężej o wagę małżonka? Nic złego, gdy mowa o prawym małżonku i prawej żonie, bo w przeciwnym razie nie za ciężkie lecz za lekkie byłoby serce. Spytaj zresztą, pani, twojej kuzynki Beatryxy, bo widzę, że nadchodzi.
Hero. Dzień dobry, kuzynko.
Beatryx. Dzień dobry, słodka Hero.
Hero. A to co się znaczy? Skąd ton ten płaczliwy?
Beatryx. Coś mi się wszystko zdaje, że mi tylko ten jeden ton został.
Małgorz. Zanuć nam tylko, pani: „Lekka miłość“, obejdzie się bez muzykantów, śpiewaj tylko, ja będę tańcować.
Beatryx. Strzeż się tylko, żeby „Lekka miłość“ w piętach nie dała ci w prezencie ciężaru gdzieindziej.
Małgorz. Co za przewrotne tłómaczenie! Ale wszystko przeskoczę.
Beatryx. Już prawie piąta, kuzynko, czas zabrać się do toalety. Ale prawdziwie, nadzwyczaj mi słabo. O!
Małgorz. Dla kogoż to O! głębokie? Dla oczu, ołtarza, czy obojga?
Beatryx. Dla litery, co je wszystkie zaczyna, dla O!
Małgorz. To wyznać trzeba, pani, że jeśli nie zostałaś Turczynką, nie można dłużej wierzyć gwiazdom w żegludze.
Beatryx. Co ta waryatka chce powiedzieć?