Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 11.djvu/146

Ta strona została przepisana.
—   136   —

Przyjaźń nie daje zgniłej pomarańczy;
Ona pozory tylko ma honoru.
Patrz, jak dziewiczy oblał ją rumieniec:
Jak grzech przebiegły umie wdziać na siebie
Wszystkie znamiona czystej niewinności!
Patrzcie, rumieniec wystąpił jak świadek
Prawości uczuć, cnoty i prostoty!
Ktoby nie przysiągł, na widok tej twarzy,
Że widzi czystą przed sobą dziewicę?
Lecz zwodzi pozór; już nie jest dziewicą;
Ona zna ognie miłości występnej:
To jest rumieniec grzechu, nie skromności.
Leonato.  Co mówisz, panie?
Klaudyo.  Że pojąć jej nie chcę,
Nie chcę mej duszy oddać wszetecznicy.
Leonato.  Jeśli sam, hrabio, w zapomnienia chwili
Zwalczyłeś opór niebacznej młodości,
I sam splamiłeś dziewiczy jej wianek —
Klaudyo.  Wiem, co chcesz mówić; gdybym ja był winny,
Rzekłbyś: uległa przyszłemu mężowi,
A grzech jej cały, grzechem tylko czasu.
Lecz, Leonato, nie, nie, tak nie było,
Nigdym jej śmielszem słowem nie pokusił,
Jak brat dla siostry zawsze dla niej miałem
I szczerość skromną i miłość niewinną.
Hero.  A we mnie inne widziałżeś uczucia?
Klaudyo.  Precz z pozorami! skarżyć je przychodzę.
Ty mi się zdajesz czysta jak Dyana,
Czysta jak pączek róży nie rozwitej;
Ale w twych żyłach krew płynie gorętsza,
Niż krew Wenery, lub rozpustnych zwierząt,
Które szaleją w dzikiej zmysłowości.
Hero.  Czy w obłąkaniu straszne mówisz słowa?
Leonato.  Ty milczysz, książę?
Don Pedro.  I cóż mam powiedzieć?
Ja, co mój czysty oszpeciłem honor,
Chcąc przyjaciela złączyć z nierządnicą?
Leonato.  Czy marzę tylko, czy słyszę na jawie?