Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 11.djvu/149

Ta strona została przepisana.
—   139   —

Dziś, gdy ją błoto hańby obryzgało,
Mógłbym powiedzieć: to nie jest krew moja,
Wstyd ten pochodzi z nieznanego łona.
Lecz to krew moja! jak moją kochałem,
Jak moją czciłem, z mojej byłem dumny;
Tak była moją, żem sam nie był moim,
Jej tylko ceną sam siebie ceniłem;
A ona w przepaść zapadła tak czarną,
Że wielkie morze nie dosyć ma wody,
Aby ją obmyć z tej piekielnej plamy,
Nie dosyć soli, żeby wrócić świeżość
Zgniliźnie ciała!
Benedyk.  Panie, bądź cierpliwy!
Nagłość wypadków tak mnie odurzyła,
Że myśli tracę i nie wiem, co mówić.
Beatryx.  O, ja przysięgam, że to potwarz czarna!
Benedyk.  Czy noc ostatnią spędziłyście razem?
Beatryx.  Nie, lecz rok cały, do ostatniej nocy,
Byłam jej łoża ciągle towarzyszką.
Leonato.  To nowy dowód! To potężniej wiąże,
Co już żelazne wiązały obręcze!
Na coby kłamać chcieli dwaj książęta?
I kłamać Klaudyo, który ją tak kochał,
Że każde słowo o jej przeniewierstwie
Gorzkich łez swoich oblewał potokiem?
Zostawmy samą, idźmy, niech umiera!
Mnich.  Dozwól mi, panie, słów kilka powiedzieć.
Dlatego tylko milczałem tak długo,
Biegu wypadków w drodze nie wstrzymałem,
By śledzić pilnie córki twej oblicze.
Tysiąckroć jasny oblał ją rumieniec,
I tysiąc razy niewinność dziewicza
Znów ją oblekła anielską bladością.
A w jej źrenicach taki ogień gorzał,
Że w proch obracał każde oskarżenie,
Przeciw jej czystej wymierzone cnocie.
Zwiej mnie szaleńcem, gardź moją nauką,
Mem doświadczeniem, znajomością świata,