Zgasi powoli pamięć jej niesławy.
W najgorszym razie ukryć ją potrafisz
(Na takie rany jedyne lekarstwo)
W samotnych murach świętego klasztoru
Przed okiem, myślą i językiem świata.
Benedyk. Usłuchaj rady mnicha, Leonacie;
A choć znasz dobrze miłość mą głęboką
Tak do osoby książęcej jak hrabi,
W tej sprawie znajdziesz taką wierność we mnie,
Jak wierność duszy twej dla twego ciała.
Leonato. Śród moich smutków, z prądu niepewności
Najsłabsza nitka może mnie wybawi.
Mnich. Przyrzekłeś. Spieszmy, bo drogie są chwile;
Dziwne lekarstwa na dziwne są rany.
Żeby zmartwychwstać, zamknij się w mogile;
Cierp, czekaj — ślub wasz może nie zerwany.
Benedyk. Beatryx, ty cały ten czas płakałaś.
Beatryx. I długo jeszcze płakać będę.
Benedyk. Nie chciałbym jednak, żeby tak było.
Beatryx. Źle robisz, bo płaczę z dobrej woli.
Benedyk. Najsilniej wierzę, że twoja piękna kuzynka ciężko jest pokrzywdzona.
Beatryx. Jakie zasługi miałby u mnie człowiek, któryby niewinność jej wykazał!
Benedyk. Czy jest jaki sposób, żeby przyjaźni tej dowieść?
Beatryx. Sposób jest łatwy, ale niema takiego przyjaciela.
Benedyk. Jestli to w mocy męża?
Beatryx. To jest męża powinność, ale nie twoja.
Benedyk. Nic tak nie kocham na świecie, jak ciebie; czy to nie dziwna?
Beatryx. Tak dziwna jak rzecz, której nie znam. Równie łatwo byłoby mi powiedzieć, że nic tak nie kocham, jak ciebie; nie wierz mi jednak — nie kłamię przecie — nic nie wyznaję, nie przeczę niczemu. Los mojej kuzynki zasmuca mnie głęboko.
Benedyk. Na mój oręż, Beatryx, ty mnie kochasz!
Beatryx. Nie przysięgaj na twój oręż, połknij go raczej.