Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 11.djvu/158

Ta strona została przepisana.
—   148   —

Bo ludzie radzą, pocieszają smutki,
Których nie czuli: gdy ich pokosztują,
Głęboka mądrość, co tylko przed chwilą
Uczone leki pisała wściekliźnie,
Jedwabną nitką wiązała szaleństwo,
Boleść powietrzem, konanie słowami
Czarować chciała, zmienia się w namiętność.
Każdy z nas gotów cierpliwość zalecać
Braciom mdlejącym pod smutków brzemieniem,
Lecz żaden nie ma dość cnoty i siły,
Aby naukę swą przykładem stwierdził,
Gdy sam poczuje przeciwności kolce.
Przestań więc radzić, bo krzyk mej boleści
Nad twoje wszystkie głośniejszy nauki.
Antonio.  Więc mąż od dziecka niczem się nie różni.
Leonato.  Dozwól mi, proszę, być krwią i być ciałem.
Jeszcze nie było mędrca na tej ziemi,
Coby cierpliwie ból zębów wytrzymał,
Choć w księgach stylem pisanych anielskim
Rozdawał szczutki fortunie i nędzy.
Antonio.  To choć sam siebie nie karz za ten smutek,
I sprawcy jego niechaj cierpią także.
Leonato.  Teraz przynajmniej mądrą dajesz radę.
Dusza mi mówi, że to była potwarz;
O tem się Klaudyo, o tem książę dowie,
I wszyscy, co me zniesławili dziecię.

(Wchodzą: Bon Pedro i Klaudyo).

Antonio.  Książę i Klaudyo z pośpiechem nadchodzą.
Don Pedro.  Dzień dobry.
Klaudyo.  Obu dzień dobry, panowie.
Leonato.  Słuchajcie, proszę —
Don Pedro.  Bardzo jest nam śpieszno.
Leonato.  Śpieszno wam bardzo? a więc Pan Bóg z wami
Śpieszno wam teraz? Dobrze, mniejsza o to.
Don Pedro.  Nie swarz się z nami, starcze siwobrody!
Antonio.  Gdyby mógł krzywdy powetować swarem,
Padłby niejeden z nas, ażeby nie wstać.
Klaudyo.  Kto go pokrzywdził?