Czekamy na was. Czy trwasz w przedsięwzięciu
Córkę mojego brata wziąć za żonę?
Klaudyo. Trwam, choćby czarną była jak murzynka.
Leonato. Wprowadź ją, bracie, kapłan już gotowy.
Don Pedro. Mój Benedyku, jak to mam tłómaczyć,
Że tak marcową minę ma twarz twoja,
Tak pełna chłodu, chmur i niepogody?
Klaudyo. Pewno mu przyszła myśl o dzikim byku.
Ba! nie trać serca, ozłocim ci rogi,
A Europa radować się będzie,
Jak się Jowiszem kiedyś radowała,
Zmienionym w bydlę szlachetne z miłości.
Benedyk. Słuchaj, byk Jowisz ryczał doskonale,
Podobny jemu w miłosnym zapale,
Pewno na ojca twego skoczył krowę,
Bo ryczysz wdzięcznie jak cielę marcowe.
Klaudyo. Jestem ci dłużny, ale się przybliża
Nowy rachunek. Którąż wziąć mam teraz?
Antonio. Tę, której rękę chętnie ci oddaję.
Klaudyo. Jesteś więc moją. Droga, twarz mi odsłoń.
Leonato. Nie, póki kapłan waszych rąk nie złączy,
Póki jej wiecznej nie przysięgniesz wiary.
Klaudyo. Daj mi twą rękę; przed świętym kapłanem
Mężem twym jestem, jeśli chcesz być moją.
Hero (zdejmując maskę). Gdym żyła, pierwszą twoją byłam żoną,
Gdyś kochał, pierwszym byłeś moim mężem.
Klaudyo. To druga Hero!
Hero. Niewątpliwie druga;
Pierwsza umarła w niesławie, ja żyję,
Jestem dziewicą tak pewno, jak żyję.
Don Pedro. To pierwsza Hero, Hero, co umarła!
Leonato. Umarła, póki czarna żyła potwarz.
Mnich. Położę koniec waszemu zdziwieniu,
Jak tylko święte skończymy obrzędy,
Śmierć pięknej Hero dokładnie opowiem;
Za rzecz prawdziwą weźcie cud na teraz,