Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 11.djvu/174

Ta strona została skorygowana.
—   164   —

grammata? Uchowaj Boże! Człowiek, co się da lada konceptowi powodować, nigdy do niczego uczciwego nie dojdzie. Krótko mówiąc, gdy raz postanowiłem żonę pojąć, nie myślę zważać na rzeczy, które przeciw mojemu postanowieniu świat może powiedzieć. Nie chciej więc, książę, szydzić z tego, co i ja mogłem kiedyś przeciw małżeństwu wygadywać, bo człowiek chwiejne stworzenie, i na tem koniec. Co do ciebie, Klaudyo, zdawało mi się, że będę mógł cię przetrzepać, ale skoro, jak się pokazuje, masz wkrótce zostać moim krewnym, żyj z całą skórą, a kochaj moją kuzynkę.
Klaudyo.  Miałem nadzieję, że odrzucisz rękę Beatryxy i dasz mi słuszny powód, aby wygnać kijem pojedyńcze twoje życie i nauczyć cię, co to jest być podwójnym człowiekiem, którym bez wątpienia zostaniesz, jeśli moja kuzynka nie będzie krótko cię trzymać.
Benedyk.  Dobrze, dobrze, a teraz jesteśmy przyjaciółmi. Teraz przed ślubem, do tańca, abyśmy ulżyli naszym sercom i żon naszych piętom.
Leonato.  Na taniec później przyjdzie kolej.
Benedyk.  Nie, natychmiast, na honor. Więc muzyko, wytnij nam od ucha! Jesteś smutny, mój książę, pojmij żonę, niema dostojniejszej laski, jak laska w róg okuta.

(Wchodzi Posłaniec).

Posłaniec.  Książę mój, brat twój Don Juan pojmany,
Pod dobrą strażą przybył do Messyny.

Benedyk.  Nie myśl o nim, książę, do jutra rana; ja tymczasem wynajdę uczciwą dla niego karę. Skrzypki, od ucha!

(Tańce. — Wychodzą).