Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 11.djvu/193

Ta strona została przepisana.
—   183   —


SCENA IV.
Pokój w pałacu książęcym.
(Wchodzą: Walentyn i Wiola w męskim ubiorze).

Walentyn.  Jeśli książę i nadal te same laski dla ciebie zachowa, Cezaryo, spieszny twój awans niewątpliwy. Ledwo trzy dni temu, jak cię poznał, a już dla niego obcym nie jesteś.
Wiola.  Złe masz wyobrażenie albo o jego charakterze, albo o mojej gorliwości, jeśli wątpisz o trwałości jego łaskawych dla mnie względów. Czy książę zmienny jest w swoich uczuciach?
Walentyn.  O nie, możesz mi wierzyć.
Wiola.  Dzięki ci, panie. Lecz nadchodzi książę.

(Wchodzą: Książę, Kury o i Dwór).

Książę.  Gdzie jest Cezaryo? Czy go z was kto widział?
Wiola.  Jestem gotowy, książę, na twój rozkaz.
Książę.  Odejdźcie, proszę, na stronę. Cezaryo,
Znane ci wszystkie moje tajemnice,
Boś w skrytej księdze duszy mojej czytał.
Idź teraz do niej, żądaj posłuchania,
A gdyby wrota przed tobą zamknięto,
Powiedz, że w ziemię u progu jej wrośniesz,
Jeśli nie wpuszczą cię do jej komnaty.
Wiola.  Jeśli to prawda, że całą jej duszę
Tak czarny smutek kirem swym osłonił,
Daremne będą wszystkie me błagania.
Książę.  Zgwałć raczej wszystkie wprzód grzeczności prawa,
Nim do pałacu bez skutku powrócisz.
Wiola.  Przypuśćmy, książę, że dokażę cudu,
Że stanę przed nią, co mam jej powiedzieć?
Książę.  Opisz jej całą uczuć mych gwałtowność,
Zadziw ją mojej miłości potęgą;
Ust młodych powieść o mojem cierpieniu,
Łatwiejsze u niej znajdzie posłuchanie,
Niż zimne słowa dojrzalszego posła.
Wiola.  Nie myślę, książę.