Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 11.djvu/205

Ta strona została przepisana.
—   195   —

Mam nieprzyjaciół na książęcym dworze,
Inaczej wnetbym spotkał się tam z tobą.
Niech co chce będzie; dla twojej przyjaźni
Wszędzie pobiegnę, śmiejąc się z bojaźni.

(Wychodzi).


SCENA II.
Ulica.
(Wchodzi Wiola, za nią Malwolio).

Malwolio.  Czy nie byłeś przed chwilą z hrabiną Oliwią?
Wiola.  Zgadłeś, panie; idąc powoli, od czasu, jak ją opuściłem, tu zaszedłem.
Malwolio.  Odsyła ci ten pierścionek. Mógłbyś mi był oszczędzić fatygi, mój panie, gdybyś go sam był zabrał. Dodaje do tego hrabina, żebyś twojemu panu dał stanowcze zaprzeczenie, że go nie chce. Uprzedza cię nakoniec, żebyś się więcej nie ważył przychodzić w jego sprawie, chyba że stawisz się, aby donieść, jak pan twój przyjął ostatnią jej odpowiedź. A teraz odbierz pierścionek.
Wiola.  Przyjęła go ode mnie, nie myślę go odbierać.
Malwolio.  Słuchaj, paniczu, rzuciłeś go jej ze złością, a jej jest życzeniem, aby ci był zwrócony. Jeśli wart jest schylenia, masz go pod nogami; jeśli nie wart, niech będzie własnością tego, który go znajdzie.

(Wychodzi).

Wiola.  Cóż to? Ja przecież nie dałam pierścienia.
Ach! czy ją postać ma oczarowała?
Bo tak wlepiła we mnie swe źrenice,
Że, zda się, język w ustach jej zbezwładniał!
Słowa jej były przerywane, ciemne.
Ona mnie kocha, a chytra namiętność
Przez tego gbura daje mi wezwanie.
Nie chce pierścionka od mojego pana!
On go jej nie dał. — Ha! ona mnie kocha;
A jeśli tak jest, zrobiłaby lepiej,