Kto wciąż ucieka, umiera z głodu,
Więc daj mi droga ust twoich miodu,
Bo młodość jak kwiat przechodzi.
Sir Andrz. Głos miodopłynny, jakem szlachcic.
Sir Tob. Zaraźliwy oddech.
Sir Andrz. Słodki i zaraźliwy, na honor.
Sir Tob. Słyszeć nosem, to słodycz zarażająca. Ale czy mamy trąbić, dopóki niebo nie zacznie się kołem obracać? Czy mamy obudzić puszczyka piosenką zdolną wyrwać trzy dusze z jednego tkacza? Powiedzcie.
Sir Andrz. Śpiewajmy, o proszę, śpiewajmy! Gdzie chodzi o śpiewanie, jestem jak kundel ciekawy.
Pajac. Są też między kundlami śpiewaki.
Sir Andrz. Niewątpliwie. Zaśpiewajmy „Ty hultaju!„
Pajac. „Siedź mi cicho, ty hultaju!“ rycerzu? To będę musiał, mój panie, w piosneczce hultajem cię nazwać.
Sir Andrz. Nie po raz pierwszy zdarzy mi się zmusić kogo do nazwania mnie hultajem. Zaczynaj, błazenku; pierwsze słowa są „Siedź mi cicho!“.
Pajac. Jeśli mam siedzieć cicho, trudno, żebym zaczął.
Sir Andrz. Przewybornie, na uczciwość! Ale zaczynaj.
Marya. Cóż to za wycie, panowie? Niech zginę, jeśli moja pani nie posłała po intendenta Malwolia i nie kazała mu z domu was wygonić.
Sir Tob. Twoja pani to czysta Chinczyczka, a my jesteśmy ludzie polityczni. Malwolio, to kapcan. „My trzej zuchy, my trzej chwaty!“ Alboż nie jestem jej przyrodnim? Alboż nie z jednej krwi pochodzimy? Tere fere, moja pani!
(Śpiewa). Mieszkał człowiek w Babilonie,
Moja pani!
Pajac. Bodajem przepadł, jeśli pan Tobiasz nie dobrze błaznuje.
Sir Andrz. Niezgorzej, kiedy jest w dobrym humorze; ale i ja także, byłem był przy wenie; jego błazeństwa więcej mają wdzięku, lecz moje są naturalniejsze.
Sir Tob. (śpiewa). Dwunastego grudnia rano —
Marya. Przez Boga! panowie, skończcie! (Wchodzi Malwolio).