Sir Tob. Buduj więc pałac twojej fortuny na gruncie odwagi. Wyzwij mi tego hrabiowskiego niedorostka na rękę, pokiereszuj go w jedenastu miejscach, zwróci to uwagę mojej synowicy, bo możesz być przekonany, że niema dziewosłęba na ziemi, któryby zdołał lepiej zalecić kawalera kobiecie, niż słowa odwagi.
Fabian. Niema innej drogi, panie Jędrzeju.
Sir Andrz. Któryż was podejmie się zanieść mu moje wyzwanie?
Sir Tob. Napisz je rycerską ręką: ostro a krótko. Mniejsza o dowcip, byle nie brakło na wymowie i imaginacyi; lżyj go z całą swobodą atramentu; jeśli mu tykniesz dwa lub trzy razy, tem lepiej; a kłamstw, ile się może zmieścić na arkuszu papieru, choćby ten arkusz był wielki jak prześcieradło. Do roboty! Dolej żółci do atramentu, a nie zważaj wcale, że będziesz pisał gęsiem piórem. Do roboty!
Sir Andrz. Gdzie was znajdę?
Sir Tob. Przyjdziemy do twojego cubiculum. Do roboty!
Fabian. Drogi to dla ciebie człowiek, panie Tobiaszu.
Sir Tob. I ja też dla niego nie tani; wychodzę mu okrągło na jakie dwa tysiące talarów.
Fabian. Będziemy mieli list nie lada; ale myślę, panie Tobiaszu, że go nie wręczysz?
Sir Tob. Miej mnie za wierutnego kłamcę, jeśli go natychmiast nie oddam i wszystkich nie użyję sposobów, aby skłonić młodzika do odpowiedzi. Zdaje mi się tylko, że linami i sprzęgiem wołów nie ściągniemy ich do kupy. Co do pana Jędrzeja, gdybyś go otworzył, a znalazł w jego wątrobie więcej krwi, niż coby się przylepiło do pchlej nogi, to ja się podejmuję zjeść go całego.
Fabian. Jego też przeciwnik, młodzieniaszek, nie nosi na twarzy znaków okrucieństwa.
Sir Tob. Ale patrz, zbliża się dziewiąty, najmłodszy królik z całego gniazda. (Wchodzi Marya).
Marya. Jeśli pragniecie zabawy, a chcecie dostać kolek od śmiechu, idźcie za mną. Ten dudek Malwolio wyszedł