Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 11.djvu/233

Ta strona została przepisana.
—   223   —

Oliwia.  Pójdę do niego za chwilę. (Wychodzi Sługa). Dobra Maryo, dopilnuj, żeby na tego nieboraka miano oko. Gdzie krewny mój Tobiasz? Powiedz jednemu z moich sług, żeby szczególną miał nad nim czujność; nie chciałabym za połowę mojego posagu, żeby go jakie nieszczęście spotkało. (Wychodzą: Oliwia i Marya).
Malwolio.  Ho, ho, zaczynasz zbliżać się do mnie? Nie gorszy człowiek, niż pan Tobiasz, czuwać ma nade mną? To w zupełności do listu przypada; umyślnie go przysyła, żebym go z góry traktował, jak mi to w swojem piśmie zaleciła. „Zmień skromną powłokę“, powiada, „bądź sprzeczliwy z krewnym, swarliwy ze sługami; niech twój język brzmi rozprawami o polityce, zakrawaj na dziwaka“ — a następnie wskazuje do tego sposoby, jak naprzykład: twarz uroczystą, poważne ruchy, powolne wysłowienie, zwykłe ludziom wysokiego stanu, i tam dalej. Złowiłem ją na lep mój; ale to sprawa Jowisza, więc dzięki ci, Jowiszu! A teraz, wychodząc, „dopilnuj, żeby na tego nieboraka miano oko“, nieboraka! nie Malwolia, nie intendenta, ale nieboraka! Tak jest; wszystko się zgadza; tu niema grana skrupułu, niema skrupułu skrupułu, niema cienia zawady, niema jednej wątpliwej, niebezpiecznej okoliczności. Nic już, nic teraz nie może stanąć między mną a ziszczeniem się wszystkich moich nadziei. Co na to wszystko powiedzieć? Tak jest, to nie moje, ale Jowisza dzieło; jemu należą się dzięki.

(Wchodzą: Marya, sir Tobiasz i Fabian).

Sir Tob.  Gdzie on, przez Boga żywego? Choćby wszystkie piekielne dyabły w jedną kupę się zebrały, choćby go cały ich pułk opętał, muszę z nim mówić.
Fabian.  Widzisz go? widzisz go? Co ci jest, dobre panisko? co ci jest, człowieku?
Malwolio.  Precz stąd! precz mi z oczu! Zostawcie mnie mojej samotności. Precz stąd!
Marya.  Słuchajcie, jak grobowym głosem przemawia z niego dyabeł. Czy wam nie powiedziałam? Panie Tobiaszu, pani cię prosi, abyś szczególną miał nad nim opiekę.