Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 11.djvu/239

Ta strona została przepisana.
—   229   —

Powiadają, że był fechtmistrzem na dworze wielkiego Sofi.
Sir Andrz.  A do króćset beczek! Nie chcę z nim mieć do czynienia.
Sir Tob.  Ale on teraz ani chce słyszeć o zgodzie, Fabian ledwo go tam może utrzymać.
Sir Andrz.  Do króćset batalionów! Gdybym był myślał, że tak jest waleczny i tak ćwiczony w szermierce, wprzódbym go był na złamanie szyi wyprawił, nimbym go wyzwał na rękę. Namów go, żeby całą tę sprawę puścił mimo, a ja mu dam mojego konia, mojego siwosza Kapileta.
Sir Tob.  Zrobię mu ten wniosek. Czekaj tu na mnie; nastrój tylko minę, a skończymy wszystko bez krwi rozlewu. (Na str.) Czekaj tylko, a wsiądę na twojego konia, jak wsiadłem na ciebie. (Do Fabiana, który wchodzi z Wiolą) Daje mi konia, żeby tę sprawę załagodzić; wmówiłem w niego, że wcielony dyabeł z tego młodzika.
Fabian.  On równie straszne ma o nim wyobrażenie; zieje, blednieje, jakby mu już nad karkiem niedźwiedź stawiał drabinę.
Sir Tob.  (do Wioli). Niema lekarstwa, panie, chce gwałtem bić się z tobą, żeby dotrzymać przysięgi. Po namyśle jednak przekonał się, że cała ta kłótnia niewarta torby sieczki; dobądź więc szabli tylko dla formy, żeby danego słowa nie pogwałcił, a on zaręcza, że że cię nie draśnie.
Wiola  (na str.) Panie, zmiłuj się nade mną! Mało trzeba, abym im wyznała, jak wiele mi brakuje, żebym była mężem.
Fabian  (do Wioli). Jeśli będzie zbyt zapalczywie nacierał, rejteruj.
Sir Tob.  (do Sir Andrzeja). Dalej, panie Jędrzeju, niema lekarstwa. Szlachcic ten chce dla honoru zmierzyć się z tobą, to mu nakazują prawa pojedynku; przyrzekł mi jednak na szlacheckie i żołnierskie słowo, że nic złego ci nie zrobi. Dalej więc, do korda!
Sir Andrz.  Daj Boże, aby dotrzymał przysięgi! (Dobywa szabli).

(Wchodzi Antonio).