Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 11.djvu/245

Ta strona została przepisana.
—   235   —

plebanem; śpiesz się tylko, ja tymczasem zawołam pana Tobiasza (wychodzi).
Pajac.  Przebiorę się więc w rewerendę, a dałby Bóg, żebym był pierwszym w niej pajacem! Nie jestem dość otyły, żeby mej godności jak należy odpowiedzieć, ani dość chudy, żeby ujść za uczonego; ale poczciwym być człekiem i dobrym ojcem familii, to tytuł tak dobry, jak imię przebiegłego męża i doskonałego klassyka. Ale zbliżają się sprzymierzeńcy.

(Wchodzą: Sir Tobiasz i Marya).

Sir Tob.  Niech ci Jowisz błogosławi, księże plebanie!
Pajac.  Bonos dies, panie Tobiaszu; bo jak stary pustelnik praski, który nigdy ani pióra ani atramentu nie widział, bardzo dowcipnie powiedział synowicy króla Gorboduka, że to co jest, jest, tak ja, który jestem plebanem, jestem plebanem, bo cóż jest to, jeśli nie to, a co jest, jeśli nie jest?
Sir Tob.  Przemów do niego, mości Topasie.
Pajac.  Hej tam, ho! Pokój temu więzieniu!
Sir Tob.  Urwisz wybornie udaje, doskonały urwisz!
Malwolio  (za sceną). Kto mnie woła?
Pajac.  Ksiądz pleban Topas przychodzi odwiedzić lunatyka Malwolia.
Malwolio.  Księże Topasie, księże Topasie, dobry księże Topasie, idź do mojej pani!
Pajac.  Precz stąd, hiperboliczny szatanie! Czemu tak dręczysz tego człowieka? Czy nie możesz o niczem innem mówić jak o paniach?
Sir Tob.  Dobrze powiedziano, mości plebanie.
Malwolio.  Księże Topasie, nie widziała ziemia bardziej ode mnie pokrzywdzonego człowieka. Dobry księże Topasie, nie myśl, żebym był waryatem. Zamknęli mnie w tej szpetnej ciemnicy.
Pajac.  Wstydź się, nieuczciwy szatanie! Daję ci jak można najłagodniejsze nazwisko, bo należę do liczby tych potulnych ludzi, co nawet do dyabła przemawiają z uprzejmością; i ty utrzymujesz, że dom ten jest ciemny?