Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 11.djvu/248

Ta strona została przepisana.
—   238   —

papieru, a wierzaj mi, że jestem przy zmysłach tak dobrze jak ktokolwiek w Illiryi.
Pajac.  Bodaj to była prawda, mój panie!
Malwolio.  Przysięgam ci, że jestem. Dobry błazenku, przynieś mi kałamarz, papier i świecę, a co napiszę, wręcz mojej pani; bądź pewny, że dostaniesz za to zapłatę, jakiej nigdy jeszcze bryftregier za przyniesienie listu nie dostał.
Pajac.  Przyniosę ci, czego żądasz, ale powiedz mi szczerze, czy naprawdę owaryowałeś, czy tylko udajesz?
Malwolio.  Wierzaj mi, jestem przy zmysłach; mówię ci prawdę.
Pajac.  Nie, nie uwierzę waryatowi, póki jego mózgu nie zobaczę. Idę po świecę, papier i atrament.
Malwolio.  Dobry błazenku, zapłacę ci sowicie za tę usługę. Proszę cię, śpiesz się tylko.

Pajac  (śpiewa). Idę, lecę,
A z powrotem
Dam ci świecę.
Szybkim lotem
Jak w komedyi stary grzech,
Co z drewnianą swą szabelką
Wpadł na scenę z furyą wielką,
Straszy dyabła, że aż śmiech.
Ty tymczasem, mój kochany,
Gryź paznogcie zagniewany,
Mój dyabełku, bądź mi zdrów,
O przyjaźni dobrze mów! (Wychodzi).


SCENA III.
Ogród Oliwii.
(Wchodzi Sebnstyan).

Sebast.  To jest powietrze, to jasne jest słońce,
Widzę i czuję perłę, dar jej ręki,
A choć to wszystko dziwne, niepojęte,
Nie jest szaleństwem. Ach, gdzież jest Antonio!
Próżnom go szukał w gospodzie pod Słoniem;