Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 11.djvu/260

Ta strona została przepisana.
—   250   —

Wciąż się uśmiechać, żółte wdziać pończochy,
Z góry traktować całą sług czeredę,
Nawet Tobiasza? Gdym pełny nadziei,
Wiernie wykonał wszystkie twe rozkazy,
Jak mogłaś, pani, pozwolić mnie zamknąć
W ciemnem więzieniu? księdza na mnie nasłać?
I zrobić ze mnie śmieszniejszego dudka,
Niż kiedykolwiek drwin ludzkich był celem?
Oliwia.  Biedny Malwolio, to nie moja ręka,
Chociaż nie przeczę, podobna do mojej;
Nie wątpię wcale, że to pismo Marja,
Bo jak to sobie teraz przypominam,
Ona to pierwsza zrobiła mi wzmiankę,
Żeś stracił rozum. Wszedłeś wystrojony,
Jak list zaleca, z uśmiechem na twarzy.
Lecz bądź spokojny, byleśmy odkryli,
Kto jest autorem tej mistyfikacyi,
A w jakim celu tak sprytnie uknutej,
Ciężkiej tej krzywdy ty sam będziesz sędzią.
Fabian.  Łaskawa pani, daj mi posłuchanie:
Nie chciej, by kłótnia smutny cień rzuciła
Na pełne dziwu dnia tego wypadki.
W tej słodkiej, pani, nadziei wyznaję,
Że ja i Tobiasz jesteśmy sprawcami
Całej komedyi, by się na nim pomścić
Za jego upór i za grubijaństwo.
List ten napisać Marya się podjęła
Na długie prośby pana Tobiasza,
Który w nagrodę za żonę ją pojął.
Ja myślę, pani, że cały ten figiel
Godniejszy śmiechu aniżeli kary,
Zwłaszcza, jeżeli na wagę wziąć raczysz
Dwóch stron wzajemne krzywdy i urazy.
Oliwia.  Biedne głupiątko, jak cię wystrychnęli!

Pajac.  Bo widzisz: „Jedni rodzą się wielkimi, inni w pocie czoła do wielkości przychodzą, innych wielkość szuka sama“. I ja też byłem aktorem w tej komedyi, niejakim księdzem Topasem. Ale to wszystko jedno; „na