Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 11.djvu/281

Ta strona została przepisana.
—   271   —

nad tobą ludzie; ty, co prawie straciłaś oczy na publicznej służbie, znajdziesz u ludzi poważanie.
Rajfurka.  Co nam tu wypadnie robić, chłopcze mój. Tomaszu? Idźmy do domu.
Pajac.  Właśnie nadchodzi signor Klaudyo pod strażą dozorcy więzienia, a z tamtej strony zbliża się, widzę, pani Julia. (Wychodzą).

SCENA III.
(Wchodzą: Stróż więzienia, Klaudyo, Julia, którą przez scenę przeprowadzają, Straż, Lucyo i dwaj Szlachcice).

Klaudyo.  Czemu po mieście wodzisz mnie jak dziwo?
Wedle rozkazu zamknij mnie w więzieniu.
Stróż.  Co robię, panie, nie robię w złej myśli,
Ale z wyraźnych poleceń Angela.
Klaudyo.  Tak więc półbożek Władza, samowolnie
Żalazną ręką uciskać nas może,
Kogo chce, może łaskami obsypać,
Bez miłosierdzia kogo chce katować,
Ale się zawsze zowie: Sprawiedliwość.
Lucyo.  Jaki jest powód, mój Klaudyo, twojego uwięzienia?
Klaudyo.  Zbytek wolności, mój Lucyo, wolności!
Jak przesycenie postu jest rodzicem,
Tak i swawola niewoli jest matką.
Jak szczur swą trutkę pożera łakomo,
Tak serce ludzkie, zguby swojej chciwe,
Truciznę własną pije — i umiera.

Lucyo.  Gdybym był pewny, że pod kluczem tak będę mądrze rozprawiał, posłałbym po którego z moich wierzycieli. Żeby jednak nie kłamać, wyznam, że przenoszę prawić duby na wolności niż moralizować w więzieniu. Jaki twój występek, Klaudyo?
Klaudyo.  Mówić o tem byłoby nowym występkiem.
Lucyo.  Co? Mężobójstwo?
Klaudyo.  Nie.
Lucyo.  Wszeteczeństwo?