Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 11.djvu/283

Ta strona została przepisana.
—   273   —

Klaudyo.  Chciałem, lecz księcia niepodobna znaleźć.
Proszę cię, Lucyo, zrób mi jedną łaskę:
Dziś siostra moja wchodzi do klasztoru,
Aby rozpocząć próby nowicyatu;
Spiesz do niej, opisz me niebezpieczeństwo,
Proś w mem imieniu, niechaj mi wyszuka
Przy namiestniku surowym obrońców,
Błagaj, niech sama do niego pospieszy;
Niemało liczę na jej pośrednictwo,
Bo jest w młodości milcząca wymowa,
Na serca mężów silnie działająca.
A przytem sztukę posiada szczęśliwą,
Że kiedy zechce, budzi przekonanie
Rozumnem słowem w słuchaczów swych myśli.

Lucyo.  Daj Boże, aby się jej to udało tak dla pociechy podobnych tobie, którzy inaczej pod surowem staliby prawem, jak dla uratowania twojego życia, którebym widział z żalem tak głupio przegrane w jednej partyi maryasza.
Klaudyo.  Dziękuję ci, dobry mój przyjacielu Lucyo.
Lucyo.  Nim dwie godzin upłynie —
Klaudyo.  Stróżu, idźmy teraz. (Wychodzą).

SCENA IV.
Klasztor.
(Wchodzą: Książę i mnich Tomasz).

Książę.  Nie, święty ojcze, myśl odrzuć podobną;
Nie chciej przypuszczać, że miłości strzała
Mogła dosięgnąć zbrojne męża serce.
Jeżeli żądam u ciebie schronienia,
To w poważniejszych, dojrzalszych zamiarach,
Niż płoche cele gorącej młodości.
Mnich.  Wolnoż mi pytać o te tajemnice?
Książę.  Nikt lepiej nie wie, jak ty, święty ojcze,
Żem zawsze lubił życie na ustroniu,
Że zawsze w nizkiej były u mnie cenie