Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 11.djvu/286

Ta strona została przepisana.
—   276   —

Lucyo.  „Witaj, dziewico! bo lic twoich róże
Są mi świadkami, że jesteś dziewicą.
Czy możesz wielką wyświadczyć mi łaskę,
Dać mi sposobność mówić z Izabellą,
Nowicyuszką w murach tych, a siostrą
Nieszczęśliwego brata Klaudyusza?
Izabella.  Nieszczęśliwego? a z jakich powodów?
Pozwól mi, proszę, pytanie to zrobić,
Bo ja tą siostrą jestem Izabellą.
Lucyo.  Piękna dziewico, twój brat cię pozdrawia,
A w krótkich słowach — brat twój jest w więzieniu.
Izabella.  Biada mi, biada! Za jakie przestępstwo?
Lucyo.  Przestępstwo, które, gdybym ja był sędzią,
Karęby jego zmieniło na dzięki:
Swojej kochance zrobił prezent z dziecka.
Izabella.  Proszę cię, panie, racz żarty te skończyć.
Lucyo.  To czysta prawda. Choć moim zwyczajem
Przy młodych pannach żartami się bawić,
Wśród których język daleko od serca,
Nie chciałbym z tobą wolności tej użyć,
Bo mi się zdajesz niebieskiem stworzeniem,
Przez ślub zrzeczenia duchem nieśmiertelnym,
Przy którym szczerość jest mi powinnością,
Jakby przy świętym.
Izabella.  Jeśli ze mnie szydzisz,
Bluźniercą jesteś.
Lucyo.  Wierzaj memu słowu,
I słuchaj prawdy, która tej jest treści:
Twój brat kochankę do łona przycisnął;
Lecz kto się karmi, ten się i napełnia;
Jak pole długim odłogiem leżące,
Jeśli posiane w porę, plon przynosi,
Tak jej dziś łono jasny daje dowód
Skrzętnej uprawy swego gospodarza.
Izabella.  Jakaś kobieta w ciąży jego sprawą?
Czy to nie Julia, a moja kuzynka?
Lucyo.  Czy jest twą krewną?
Izabella.  Tylko przez przybranie.