Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 11.djvu/303

Ta strona została przepisana.
—   293   —

Świętą zanętę włożyć potrafiłeś!
Ze wszystkich pokus najniebezpieczniejsza,
Co nas miłością cnoty na grzech pędzi.
Nigdy mi dotąd rozpustna kobieta,
Podwójną wędką: sztuki i natury,
Nie rozbudziła śpiącej zmysłowości,
A ta dziewica podbija mnie cnotą!
Do dziś, gdy parę kochanków widzałem,
Tylkom się dziwił, tylko uśmiechałem (wychodzi).


SCENA III.
Izba w więzieniu.
(Wchodzą: Książę, przebrany za mnicha i Stróż więzienia).

Książę.  Witam cię, stróżu! Wszak ze stróżem mówię?
Stróż.  Tak jest, mój ojcze, jakie twe żądanie?
Książę.  Prawa zakonu, miłość chrześcijańska,
Mury więzienia nawiedzać mi każą,
By nieść pociechę duszom utrapionym.
Wedle zwyczaju otwórz mi ich wrota,
Opowiedz zbrodni każdego naturę,
Bym dał stosowną każdemu naukę.
Stróż.  Zrobię i więcej, jeśli więcej trzeba.

(Wchodzi Julia).

Patrz, oto wchodzi jedna z uwięzionych,
Co wpadła w ogień swej własnej młodości
I w nim spaliła czyste swoje imię.
W ciąży jest, widzisz; jej współwinowajca
Na śmierć skazany; gorący młodzieniec,
Gotowszy grzech swój raz jeszcze powtórzyć,
Niż popełniony swą zapłacić głową.
Książę.  Kiedy ma umrzeć?
Stróż.  Jutro, jak się zdaje.
(Do Julii) Zaczekaj chwilę, wszystko już gotowe,
Wnet do nowego wyślę się mieszkania.
Książę.  Czyli żałujesz za grzech, który dźwigasz?
Julia.  Żałuję; hańbę mą z pokorą znoszę.