Aż śmierć je zdejmie; nie masz przyjacieli,
Bo twe wnętrzności, które zwą cię ojcem,
Ten czysty wypływ własnych twoich lędźwi,
Klnie trąd, podagrę, febry i katary,
Że tak powoli do końca cię wiodą;
Nie masz młodości i starego wieku,
Tylko coś niby jak sen po obiedzie,
Który o jednem i o drugiem marzy;
Bo twoja młodość, jak wiekowy nędzarz,
Koślawych starców o jałmużnę prosi,
A gdy bogactwo przyjdzie ze starością,
Nie masz piękności, ognia, uczuć, członków,
Aby bogactwo wdzięki jakie miało.
Cóż się więc mieści w tem, co zwiemy życiem?
O, tysiąc śmierci w tem się życiu kryje,
A my, szaleni, śmierci się lękamy,
Co w końcu godzi wszystkie te sprzeczności.
Klaudyo. Dzięki ci, ojcze! Błagając o życie,
Jak widzę teraz, śmierci tylko szukam,
Szukając.śmierci, wynajduję życie.
Niech więc śmierć przyjdzie! (Wchodzi Izabella).
Izabella. Pokój wam i łaska!
Stróż. Życzenie warte dobrego przyjęcia,
Witaj więc!
Książę. Wkrótce znowu cię nawiedzę.
Klaudyo. Święty mój ojcze, z serca ci dziękuję.
Izabella. Kilka słów bratu chciałabym powiedzieć.
Stróż. Przychodzisz w porę. Klaudyo, twoja siostra.
Książę. Słowo, mój stróżu.
Stróż. Ile chcesz, mój ojcze.
Książę. Ukryj mnie, proszę, podczas ich rozmowy
Tak, żebym każde słowo mógł usłyszeć.
Klaudyo. Jaką mi, siostro, pociechę przynosisz?
Izabella. Pociechę dobrą, bardzo, bardzo dobrą.
Angelo w niebie mając interesa,
W wyborze dał ci nad wszystkich pierwszeństwo,
Tam na stałego wyprawia cię posła