I leżeć w zimnej trumnie, gnić powoli,
Zamienić ciało żywe i gorące
Na gliny garstkę, gdy duch wywołany
Albo się kąpie pośród fal ognistych,
Albo drży w wiecznych zamarznięty lodach;
Być w niewidzialnych uwięzionym wiatrach,
W gwałtownym pędzie nad wiszącym światem
Krążyć bez końca, lub zostać nędzniejszym
Od najnędzniejszych istot, co wśród wycia,
Czarne, bezkształtne ciągle tworzą myśli!
O, to zbyt straszne! Na ziemi tej życie,
Jakkolwiek ciężkie, smutne, opłakane,
Starość, choroba, nędza i więzienie
Jasnym są rajem, porównane z śmiercią.
Izabella. O, biada!
Klaudyo. Pozwól mi żyć, droga siostro!
Grzech popełniony dla ratunku brata
W swojej dobroci przebacza natura,
Na cnotę zmienia.
Izabella. O, bydlę przeklęte!
Podły nędzniku, tchórzu wiarołomny,
Chcesz się wybawić cnoty mojej kosztem?
Powiedz, czy nie jest prawie kazirodztwem
Żywota szukać w hańbie własnej siostry?
Co ja mam myśleć? Przebacz mi, o Boże!
Lecz wierność matki zda mi się wątpliwa,
Bo niepodobna, by z krwi mego ojca
Taka wyrodna strzeliła latorośl.
Nie rachuj na mnie; umrzej i przepadnij!
Gdyby mi tylko schylić się wypadło,
By cię ocalić, i schylić się nie chcę.
Dla twojej śmierci modłów mam tysiące,
Lecz nie mam słowa dla twojego życia.
Klaudyo. Słuchaj mnie tylko, droga Izabello!
Izabella. O, zgrozo, zgrozo! Grzech twój jest rzemiosłem,
A nie przypadkiem, i litość dla ciebie
Byłaby nowych występków rajfurką.
Im prędzej umrzesz, tem lepiej.
Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 11.djvu/315
Ta strona została przepisana.
— 305 —