Stróż. Ktoby go naprawił?
Niech i tak będzie. Ty na śmierć się gotuj.
Lecz cicho! słuchaj! Co krzyki te znaczą?
Bodaj Bóg zesłał pociechę twej duszy!
Idę już, zaraz! Mam jeszcze nadzieję,
Że to jest łaska albo odroczenie. (Wchodzi Książę).
Witam cię, ojcze!
Książę. Niechaj, dobry stróżu,
Najlepsze nocy duchy cię otoczą!
Czyli przed chwilą nikt się tu nie zgłosił?
Stróż. Od wczorajszego wieczora nikt wcale.
Książę. Ni Izabella?
Stróż. Nie.
Książę. To przyjdzie wkrótce.
Stróż. Jakie dla Klaudya przynosisz nowiny?
Książę. Trochę nadziei.
Stróż. Cierpki nasz namiestnik.
Książę. Nie, nie, bo dotąd całe jego życie
Z sprawiedliwością jego było w zgodzie,
I w duszy jego święta wstrzemięźliwość
Podbija żądze, które w drugich karci;
Dopiero kiedy w ten grzech sam popadnie,
Będziesz go słusznie tyranem nazywał;
Dotąd jest tylko sędzią sprawiedliwym.
A, już przychodzą. Czy słyszysz stukanie?
Uczciwy człowiek! Rzadko cień litości
W żelaznych sercach więzień stróżów gości.
Cóż to za wrzawa? Śpieszno jest tej ręce,
Co z taką siłą więzienia drzwi tłucze.
Stróż. Musi tam czekać, aż nadejdzie klucznik,
Który go wpuści; posłałem go zbudzić.
Książę. Czy nic nowego względem losu Klaudya?
Zawsze na jutro?