Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 11.djvu/337

Ta strona została przepisana.
—   327   —

innych wielkich amatorów i znawców naszego towaru, a którym dziś przyszło żyć z miłosierdzia bożego.

(Wchodzi Abhorson).

Abhorson.  Przyprowadź mi tu natychmiast Barnardyna.
Pajac.  Panie Barnardyn! wstawaj! bo musisz iść na szubienicę. Panie Barnardyn!
Abhorson.  Barnardyn, wstawaj!
Barnard.  (za sceną). Bodajeście ochrzypli! Kto tam tak wrzeszczy? co wy za ludzie?
Pajac.  Twoi przyjaciele, oprawcy. Wyświadcz nam jedną łaskę, wstań i chodź z nami na szubienicę.
Barnard.  (za sceną). Precz mi stąd, łajdaki! Spać mi się chce.
Abhorson.  Powiedz mu, że musi wstać i to natychmiast.
Pajac.  Proszę cię, panie Barnardyn, obudź się, nim cię powieszą, a śpij potem, póki ci się spodoba.
Abhorson.  Idź po niego i przyprowadź go tu.
Pajac.  Przychodzi, sam przychodzi. Słyszę, jak jego słoma chrzęści. (Wchodzi Barnardyn).
Abhorson.  Czy topór już na pniu, mopanku?
Pajac.  Wszystko gotowe, panie.
Barnard.  A, witam, panie Abhorson; co tam nowego?
Abhorson.  Szczerzebym pragnął, mój panie, żebyś się wziął do modlitwy, bo patrz, przyszedł rozkaz egzekucyi.
Barnard.  A ty łajdaku! piłem noc całą, nie jestem przygotowany.
Pajac.  Więc tem lepiej, panie, bo kto noc całą pije, a powieszony jest rano, może spać tem twardziej cały dzień następujący. (Wchodzi Książę).
Abhorson.  Patrz, bracie, nadchodzi twój ojciec duchowny; czy jeszcze myślisz, że to żarty?
Książę.  Natchnięty chrześcijańską miłością, słysząc, jak nagle ten świat masz opuścić, przynoszę ci radę i pociechę, przychodzę modlić się z tobą.
Barnard.  Żartujesz, braciszku. Piłem na zabój przez całą noc, potrzeba mi więcej czasu na przygotowanie. Chyba mi drągami głowę roztrzaskają, bo dobrowolnie nie zgodzę się na egzekucyę, możesz być tego pewny.

Książę.  A musisz jednak, więc błagam cię, bracie,
Myśl o podróży, która na cię czeka.