Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 11.djvu/341

Ta strona została przepisana.
—   331   —

śnik czarnych kątów, został był w domu, on żyłby teraz. (Wychodzi Izabella).
Książę.  Książę niewielką winien ci wdzięczność, mój panie, za sąd twój o nim, tylko, na szczęście obraz niepodobny.
Lucyo.  Nie znasz tak dobrze księcia jak ja, mój ojcze; lepszy z niego strzelec, niż ci się zdaje.
Książę.  Dobrze, dobrze, odpowiesz kiedyś za to wszystko. Bądź zdrów!
Lucyo.  Czekaj chwilę; pójdę z tobą i opowiem ci jeszcze parę pięknych historyjek o naszym księciu.
Książę.  Już i tak opowiedziałeś mi ich więcej, niż potrzeba, jeśli są prawdziwe; jeśli nie są prawdziwe, i jednej było za wiele.
Lucyo.  Stawiono mnie raz przed jego oblicze za to, że jakiejś dziewce zrobiłem dziecko.
Książę.  Czy to była prawda?
Lucyo.  Niewątpliwa prawda, ale musiałem się wszystkiego wyprzysiądz, bo inaczej byłby mnie ożenił z tym zgniłym niesplikiem.
Książe.  Towarzystwo twoje więcej wesołe jest niż uczciwe. Bądź zdrów!
Lucyo.  Na uczciwość, pójdę z tobą przynajmniej do rogu ulicy, a jeśli cię gniewają tłuste powiastki, nie będziesz ich miał zbyt wiele. Trzeba ci wiedzieć, kochany braciszku, że należę do familii łopuchów: nie puszczam, jak się raz przyczepię. (Wychodzą).

SCENA IV.
Pokój w domu Angela.
(Wchodzą: Angelo i Eskalus).

Eskalus.  Każdy nowy list jego jest w sprzeczności z poprzedzającym.
Angelo.  W sposób najdziwnejszy i najbezładniejszy. Postępowanie jego nosi piętno obłąkania; daj tylko Boże, aby mu się w głowie nie pomieszało! Dlaczego mamy się z nim spotkać u bram miasta, tam mu oddać naszą władzę?