Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 11.djvu/351

Ta strona została przepisana.
—   341   —

Wiarę ślubując, i patrz, to jest ciało,
Co Izabelli podjęło się roli
I w twej altanie za nią wystąpiło.
Książę.  Znasz tę kobietę?
Lucyo.  Cieleśnie, jak mówi.
Książę.  Ni słowa więcej!
Lucyo.  Dość na tem, mój książę.
Angelo.  Wyznaję, książę, że znam tę kobietę.
Pięć lat już temu, była między nami
O związku mowa, lecz się rzecz zerwała,
Częścią, że wiano nie było spłacone
Wedle układów, lecz głównie dlatego,
Że cień podejrzeń upadł na jej cnotę.
Lecz odtąd, książę, przez pięciu lat przeciąg,
Na honor, słowa z nią nie przemówiłem,
Anim jej widział, ni o niej słyszałem.
Maryana.  Jak prawda, że nam z nieba światło spada,
Że dźwięk i słowa rodzi oddech piersi,
Że prawda cnotą, że rozum jest w prawdzie,
Tak to jest prawda, miłościwy książę,
Że jestem żoną jego zaręczoną,
Jeśli przysięgi znakiem są zrękowin,
Że mnie w ogrodzie swoim, w przeszły wtorek,
Jak żonę poznał; jeżeli to kłamstwo,
Z ziemi, na której klęczę, niech nie wstanę,
Niech do niej wiecznie zostanę przykutą,
Jak martwy kamień!
Angelo.  Śmiać się mogłem dotąd,
Lecz się przebrała cierpliwości miarka.
Teraz, mój książę, domagam się sądu,
Bo jasno widzę, że te puste dziewki
Są podszczuwaczy mędrszych, potężniejszych
Prostem narzędziem; pozwól mi więc, panie,
Bym się zapuścił aż na dno tych praktyk.
Książę.  Z całego serca pozwalam, a karę
Wedle twej woli naznaczę występnym.
Szalony mnichu, przewrotna kobieto,
W zmowie z tą, którą zamknąć już kazałem,