Eskalus. Jakto, bezbożny i bezwstydny mnichu,
Nie dość, żeś podszczuł biedne te niewiasty,
By dostojnego oskarżyły męża,
Jeszcze ci trzeba bezecnym językiem
Łotrem go w jego obecności nazwać,
Zuchwałą myślą wyżej jeszcze sięgnąć,
Oskarżać księcia o niesprawiedliwość?
Precz z nim! Natychmiast wziąć go na tortury;
Staw ci po stawie będziemy wywijać,
Aż na jaw cała wyjdzie tajemnica.
Źle zrobił książę?
Książę. Nie bądź tak gorący,
Wiedz, że się książę nie więcej odważy
Jeden mój palec ze stawu wywichnąć,
Niż na tortury własną wziąć osobę.
Nie tum się rodził, nie jegom poddany:
W sprawach kościoła przybyłem do Wiednia;
Widziałem zbrodnie, jakby w kotle wrzące,
Aż wykipiały; prawo na grzech każdy,
Ale grzech każdy tak protegowany,
Że wszystkie wasze ustawy i kary
Są pośmiewiskiem, jak w balwierza sklepie
Porozwieszane przykazy i strofy.
Eskalus. Precz do więzienia z tym rządu potwarcą!
Angelo. Jakie masz przeciw niemu skargi, Lucyo?
Czy to jest człowiek, o którym mówiłeś?
Lucyo. To on, dostojny panie. Zbliż się tu, uczciwcze, postrzyżona pałko, czy znasz mnie?
Książę. Poznaję cię po głosie; Spotkałem cię w więzieniu podczas nieobecności księcia.
Lucyo. A, spotkałeś mnie w więzieniu? A czy przypominasz sobie, co mi tam mówiłeś o księciu?
Książę. Bardzo dobrze.
Lucyo. A, przypominasz sobie bardzo dobrze; więc książę jest zawsze birbant, postrzeleniec i tchórz, jak mi mówiłeś podówczas.
Książę. Musimy wprzódy zamienić role, mój panie, nim to