Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 11.djvu/38

Ta strona została przepisana.
—   28   —

Miecz ci wytrącić.
Miranda.  O, błagam cię, ojcze!
Prospero.  Precz! na mej sukni nie wieszaj się darmo.
Miranda.  Zlituj się, ojcze! Ja za niego ręczę.
Prospero.  Milcz, lub się gniewu mojego obawiaj,
Ba, nawet wiecznej mojej nienawiści!
Jakto? ty bronić pragniesz oszukańca?
Myślisz, że niema równych mu postaci,
Bo tylko jego znasz i Kalibana.
Szalona, on jest Kalibanem tylko
Przy ludziach innych, a ludzie ci przy nim
Są aniołami.
Miranda.  To moje uczucia
Skromne są, ojcze, i nigdy, nie, nigdy,
Nie chcę piękniejszej oglądać postaci.
Prospero  (do Ferd.). Dosyć słów próżnych. Za mną! Bądź posłuszny!
Nerwy twe znowu do pieluch wróciły,
Bez sił są znowu.
Ferd.  Czuję, prawdę mówisz.
Mój duch związany, jakby we śnie leży.
Stratę rodzica, sił mych niedołęstwo,
Śmierć mych przyjaciół i groźby człowieka,
Który mnie podbił, wszystko chętnie zniosę,
Byłem raz na dzień, przez kraty więzienia,
Dziewczę to widział; niechaj resztę ziemi
Wolność zamieszka, bo takie więzienie
Za świat mi stanie.
Prospero  (na str.).Skutkuje, (głośno) Idź za mną!
(na str.). Dobrześ się sprawił, Aryelu! (głośno) Idźmy!
(do Aryela). A teraz słuchaj, co jeszcze masz zrobić!
Miranda.  Nie trać otuchy; serce mego ojca
Od słów jest lepsze, to co teraz robi,
Nie jest w naturze jego.
Prospero.  Będziesz wolny,
Jak wiatr na górach, lecz wykonaj wiernie,
Co rozkazałem.
Aryel.  Wszystko, do litery.
Prospero.  A teraz, za mną! Nie broń go daremnie. (Wychodzą).