Gonzalo. Biagam cię, panie, pociesz się, bądź wesół,
Bo wszyscy mamy powód do pociechy;
Nad straty nasze ratunek nasz droższy.
Spólne jest wielu, co nam łzy wyciska;
Dzień nie przeminie, żeby majtków żony,
Kupcy i statków kupieckich sternicy,
Nie mieli słusznych boleści powodów,
Lecz cud prawdziwy, jak nasze zbawienie,
Zobaczy ledwo jeden z miliona.
Bacz więc, o, panie, na twej szali ważyć
Smutek z pociechą.
Alonso. Dosyć, przestań na tem.
Sebast. Jak w zimnej zupie smakuje w pociechach.
Antonio. Nie tak go łatwo puści pocieszyciel.
Sebast. Baczność! dowcipu nakręca już zegar,
I wnet bić zacznie.
Gonzalo. Panie!
Sebast. Jeden! liczcie.
Gonzalo. Kto smutek każdy, co go spotkał, żywi,
Zyskuje tylko —
Sebast. Dydka.
Gonzalo. Wychodzi na dydka, ani wątpliwości. Powiedziałeś lepiej, niż chciałeś.
Sebast. Ty przynajmniej zrozumiałeś rzecz mądrzej, niż myślałem.
Gonzalo. Dlatego więc, panie —
Antonio. Co za marnotrawca własnego języka!
Alonso. Proszę cię, przestań!
Gonzalo. Dobrze, skończyłem; a przecie —