Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 11.djvu/46

Ta strona została skorygowana.
—   36   —

Jak niepodobna, by ten, co śpi, pływał.
Sebast.  Nie mam nadziei, by wypłynął żywy.
Antonio.  W „nie mam nadziei“, ileż masz nadziei!
Nie mam nadziei, z jednej wzięte strony,
Daje ci z drugiej tak szczytną nadzieję,
Ze nawet bystre ambicyi źrenice
Nic już wyższego nie odkryją dalej.
To mi przyznajesz: Ferdynand utonął?
Sebast.  Przepadł.
Antonio.  Więc dobrze. Odpowiedz mi teraz,
Kto Neapolu dziedzicem?
Sebast.  Klarybel.
Antonio.  Królowa Tunis? Ta, której mieszkanie
Mil dziesięć dalej, niźli człowiek może
Przez całe swoje przewędrować życie?
Co z Neapolu nie odbierze listów,
(Chyba, że słońce pocztą dla niej będzie,
Chłop na księżycu na to za powolny),
Aż zechcą brzytwy brody niemowlątek?
Od której morskie dzielące nas fale
Część pochłonęły, część nas wyrzuciły,
Znać taka wola była przeznaczenia,
Byśmy na wyspie odegrali sztukę,
Której prologiem przeszłość jest, a koniec
W twej i mej dłoni.
Sebast.  Co brednie te znaczą?
Wiem, że jest w Tunis córka mego brata,
Że Neapolu ona jest dziedziczką,
Że dwie te ziemie wielka dzieli przestrzeń.
Antonio.  Której cal każdy zdaje się, że woła:
Jakże Klarybel przemierzy nas znowu?
Więc zostań w Tunis, niech Sebastyan czuwa!
Gdyby śmierć nagła wszystkich tu zabrała,
Czyżby im gorzej było z tem niż teraz?
Jest, kto potrafi rządzić w Neapolu,
Tak jak ten dobrze, który śpi tu teraz;
Są i panowie zdolni jak Gonzalo
Rozprawiać długo, nudno i od rzeczy,