Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 11.djvu/51

Ta strona została przepisana.
—   41   —

nie dlatego uszedłem mokrej śmierci, żebym się złąkl czterech nóg waszych; bo powiedziano było: najtęższy zuch, co kiedykolwiek na czterech nogach chodził, do ucieczki go nie zmusi, a ja teraz to samo powtarzam, dopóki jest dech w nozdrzach Stefana.
Kaliban.  Duch mnie dręczy, och!
Stefano.  To pewno jakiś czworonożny potwór tej wyspy, który dostał febry, jak się zdaje. Ale gdzie się on, u dyabła, naszego języka nauczył? Dam mu pomoc, choćby tylko dlatego, że jeżeli mi się uda wyleczyć go i obłaskawić, a potem dostać się z nim do Neapolu, będzie to prezent godny największego cesarza, co kiedykolwiek na byczej chodził skórze.
Kaliban.  Nie dręcz mnie, proszę! poniosę spieszniej drzewo do domu.
Stefano.  Ma teraz paroksyzm i plecie trzy po trzy. Dam mu pokosztować z butelki; jeśli nigdy nie pił wina, zgubię mu febrę od razu. Byłem go potrafił uleczyć i obłaskawić, nie pożałuję starania, bo kto go kupi. wróci mi wszystkie koszta z procentem.
Kaliban.  Dotąd jeszcze nie bardzo mnie dręczysz, ale niedługo rozpoczniesz, czuję to po twojem drżeniu; teraz Prospero na ciebie działa.
Stefano.  Nie bój się tylko; otwórz gębę, a znajdziesz tam, co ci rozwiąże język, mój kotku. Otwórz gębę, to ci twoją trzęsionkę wytrzęsie, zaręczam, a uczciwie. Nie znasz twoich przyjaciół; otwórz paszczę, raz jeszcze powtarzam.
Trynkulo.  Zdaje mi się, że to głos znajomy; to głos — ale nie — on utonął, a to są dyabły. O gwałtu, rety!
Stefano.  Cztery nogi a dwa głosy; co za potwór nieoszacowany! Głos przedni posłuży, żeby dobrze mówić o swoim przyjacielu, głos tylny, żeby ziać brudne słowa i potwarze. Jeśli wszystko wino mojej butelki może mu zdrowie przywrócić, zgubię mu febrę. Dalej — amen! A teraz wieję trochę w twoją drugą gębę.
Trynkulo.  Stefano!
Stefano.  Czy mnie po imieniu wola twoja druga gęba? Rety!