Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 11.djvu/60

Ta strona została przepisana.
—   50   —

Błagam cię, daj mu dobrego szturchańca,
Odbierz mu flaszkę, a potem niech pije.
Słoną mórz wodę, bo mu nie pokażę,
Gdzie źródła biją.

Stefano.  Trynkulo, nie narażaj się na nowe niebezpieczeństwo; przerwij jeszcze choć tylko jednem słowem opowiadanie potwory, a przysięgam na tę rękę, że litość za drzwi wypchnę i na leśne zbiję cię jabłko.
Trynkulo.  Czego ty chcesz ode mnie? Co ja wam zrobiłem? Nie powiedziałem słówka; usunę się dalej.
Stefano.  Czy nie powiedziałeś, że kłamie?
Aryel.  Kłamiesz.
Stefano.  Kłamię? Dobrze, weź więc, co ci daję (uderza go). Jeśli ci to do smaku, raz jeszcze zadaj mi kłamstwo.
Trynkulo.  Nie zarzucałem ci kłamstwa. Czyś stracił rozum i uszy zarazem? Niech zaraza padnie na twoją butelkę! To są skutki wina i pijaństwa. Morowe powietrze na twoją potworę, a twoje palce niech dyabli porwą!
Kaliban.  Ha! ha! ha!
Stefano.  A teraz prowadź dalej twoją powieść. Proszę cię, trzymaj się w oddaleniu.

Kaliban.  Wybij go dobrze, a po krótkim czasie
I ja bić będę.
Stefano.  Odsuń się. Mów dalej.
Kaliban.  Więc jak mówiłem, zwyczajem jest jego
Spać popołudniu. Zabrawszy mu książki,
Możesz go zdusić, albo łupą drzewa
Czaszkę mu rozbić, lub na pal go nadziać,
Albo mu gardziel przeciąć twoim nożem.
Ale pamiętaj, zabierz mu przód książki,
Bo on bez książek nie mędrszy ode mnie;
Bez nich na pomoc nie przyjdą mu duchy,
Które go z serca jak ja nienawidzą.
Spal tylko książki! Ma on pyszne sprzęty,
W które przystroi dom, gdy go mieć będzie.
Lecz co uwagi jest twej najgodniejsze,