I słodkich pieśni nigdy nie szkodzących.
Czasami tysiąc dźwięcznych instrumentów
Brzmi nad mem uchem; czasami brzmią glosy,
Co, gdym się ze snu długiego obudził,
Znów mnie uśpiły, a wtedy, w marzeniu,
Zda się, że chmury otwarte widziałem,
I wielkie skarby spaść na mnie gotowe,
Tak, że zbudzony marzyć znów pragnąłem.
Stefano. Pokazuje się, że będę miał rozkoszne królestwo, będę miał kapelę bez kosztów.
Kaliban. Gdy Prospero zginie.
Stefano. Co się spełni niebawem; nie zapomniałem historyi.
Trynkulo. Głos się oddala; idźmy za nim, a potem do dzieła!
Stefano. Potworo, prowadź nas; my za tobą. Chciałbym widzieć tego bębenistę; bije jak za dobrych czasów.
Trynkulo. Czy chcesz ruszyć w drogę? Śpieszę za tobą, Stefano. (Wychodzą).
Gonzalo. Na Matkę Boską, nie mogę iść dalej.
Stare mnie kości bolą; co za droga
Śród ścieżek długich, dziwnie pogmatwanych!
Pozwól wypocząć.
Alonso. Nie mogę cię ganić,
I ja, znużony, czuję ociężenie
Na duszy nawet: usiądź i wypocznij.
Tu składam wszystkie próżne me nadzieje,
Nie chcę ich dłużej za pochlebców trzymać;
Darmo go, darmo szukamy, — utonął;
A z wszystkich naszych badań bezowocnych
Śmieje się morze. Niechże i tak będzie!
Antonio (na str. do Sebast.). Cieszę się z serca, że nadzieję stracił.
Tylko ty, panie, choć raz zawiedziony,
Nie trać nadziei.