Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 11.djvu/65

Ta strona została przepisana.
—   55   —

Choćbyście nawet i ranić nas mogli,
Za ciężkie teraz miecze dla rąk waszych,
Podnieść ich wasze nie sprostają siły.
Pomnijcie teraz (w tym przybyłem celu),
Ze wy trzej, niegdyś, dobrego Prospera
Z Medyolanu śmieliście wypędzić
Na morskie fale, (morze mści się teraz)
Z niewinną córką okrutnie porzucić;
Za czarną zbrodnię niebo sprawiedliwe,
Co karę zwleka, lecz nie zapomina,
Przeciw wam burze i morza i ziemi,
Przeciw wam wszystkie podniosło stworzenia.
Ono, Alonso, wydarło ci syna,
Ono przez moje skazuje was usta
Na zgon powolny, tysiąckroć straszniejszy
Od śmierci nagłej, co wszędzie za wami
Krok w krok pogoni. By gniew ten przebłagać,
Który inaczej, śród samotnej wyspy,
Zwali się na was, niema jak pokuta,
Szczera, serdeczna, i jak czyste życie.

(Znika śród grzmotów. — Wkrótce, śród łagodnej muzyki, wchodzą postacie, tańczą z grymasami i szyderstwami i stół wynoszą).

Prospero  (na str.). Udałeś pysznie Harpię, Aryelu,
Z nieporównanym wdziękiem i urokiem;
W przemowie do nich nic nie opuściłeś
Z moich poleceń; z równą pochopnością
Podrzędne duchy spełniły mą wolę.
Skutkuje dzielnie czarów mych potęga,
A wrogi moje, uwikłane szałem,
W mojej są mocy. Teraz, w tym obłędzie,
Zostawiam wszystkich, a śpieszę odwiedzić
Utopionego w ich myśli Fernanda,
I córkę jemu, jak mnie, równie drogą (znika).
Gonzalo.  Przez Boga, królu! czemu osłupiały
Patrzysz tak na mnie?
Alonso.  Potwornie! potwornie!
Zda mi się, fale o tem mi ryczały,
Śpiewały wiatry, a piorun, jak organ,