Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 11.djvu/71

Ta strona została przepisana.
—   61   —

Jakaś niezwykła zawrzała namiętność.
Miranda.  Nigdym go w takim nie widziała gniewie.
Prospero.  W twych oczach, synu, przestrach się maluje,
Lecz bądź spokojny. Święto się skończyło.
Aktorzy moi, jak ci powiedziałem,
Były to duchy; na moje rozkazy,
Na wiatr się lekki wszystkie rozpłynęły.
Jak bezpodstawna widzeń tych budowa,
Jasne pałace i wieże w chmur wieńcu,
Święte kościoły, wielka ziemi kula,
Tak wszystko kiedyś na nic się rozpłynie,
Jednego pyłku na ślad nie zostawi,
Jak moich duchów powietrzne zjawisko.
Sen i my z jednych złożeni pierwiastków;
Żywot nasz krótki w sen jest owinięty. —
Przebacz mi, proszę, gniewem zapalony
Stary mój umysł w mej głowie się mąci.
Lecz niech cię moja słabość nie przestrasza.
Do mojej celi idź spocząć na chwilę,
A ja tymczasem, śród krótkiej przechadzki,
Wzburzony umysł pójdę ukołysać.
Ferd. i Mir.  Pokój więc z tobą! (Wychodzą).
Prospero.  Dzięki wam. — Aryelu,
Jak myśli szybki, przybądź, Aryelu! (Wchodzi Aryel).
Aryel.  Od twoich myśli sługa nierozdzielny,
Czekam na rozkaz.
Prospero.  Potrzeba nam, duchu,
Na Kalibana gotować się przyjście.
Aryel.  Dobrze, mój panie. Gdy grałem Cererę,
Pragnąłem o tej napomknąć ci sprawie,
Lecz mnie wstrzymała gniewu twego bojaźń.
Prospero.  Powtórz mi, gdzie tych zostawiłeś łotrów.
Aryel.  Gorący trunek twarz im rozpłomienił,
Tak męstwem zagrzał, iż powietrze siekli
Za to, że śmiało na twarze ich dmuchać,
I ziemię bili, że stóp ich tykała;
Spisku jednakże nie spuszczali z myśli.
Ja więc w bębenek lekko potrąciłem,