Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 11.djvu/81

Ta strona została przepisana.
—   71   —

Alonso.  Jeśli to także jednem z wyspy zjawisk,
Drogiego syna dwa razy utracę.
Sebast.  Cud nad cudami!
Ferd.  Choć zagładą grozi,
I morze nawet czuje miłosierdzie.
Złorzeczyć falom nie miałem powodów.

(Klęka przed Alonsem).

Alonso.  Błogosławieństwa szczęśliwego ojca
Niech wszystkie, wszystkie otoczą cię wkoło!
Wstań i opowiedz, jak się tu dostałeś.
Miranda.  O cuda! Ileż pięknych stworzeń widzę!
Jak pełny wdzięków ludzki ród na ziemi!
Jak jest szczęśliwy świat nowy, co żywi
Takich mieszkańców!
Prospero.  To nowe dla ciebie.
Alonso.  Kto jest dziewica, z którą w szachy grałeś?
Wasza znajomość trzech godzin nie liczy;
Czy to bogini, co nas rozdzieliła,
A tu nas łączy?
Ferd.  Ojcze, to śmiertelna
Przez nieśmiertelną dana mi Opatrzność.
Biorąc ją, ojca nie mogłem się radzić,
Myślałem bowiem, że nie miałem ojca;
To córka księcia na Medyolanie,
O którym tyle słyszałem powieści,
Choć go me oczy nigdy nie widziały.
Jemu winienem drugie moje życie,
A przez tę panią drugim jest mi ojcem.
Alonso.  Tak jak ja dla niej. Jak dziwna, że muszę
O przebaczenie własne dziecko prosić!
Prospero.  Dość na tem, ki-ólu! Niech gorzkich pamiątek
Niewdzięczne brzemię na myślach nie ciąży.
Gonzalo.  Wewnętrzne łkanie mowę mi odjęło,
Inaczej byłbym już dawno zawołał:
Na młodą parę dwojga narzeczonych
Twych błogosławieństw, Boże! złóż koronę,
Twój bowiem palec drogę tę zakreślił,
Która nas wszystkich wiodła na tę wyspę.