Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 12.djvu/123

Ta strona została przepisana.
—   113   —

Z radości krzyczą, kaszlą i kichają.
Lecz ustąp, wróżko, widzę Oberona.
Wróżka.  A ja mą panią. Drżę już przestraszona.


SCENA II.
(Z jednej strony wchodzi Oberon ze swoim Orszakiem, z drugiej Tytania ze swoim).

Oberon.  Niemile zejście przy świetle księżyca,
Dumna Tytanio!
Tytania.  Zazdrosny Oberon?
Wróżki, odlećmy, wyrzekłam się bowiem
I towarzystwa i jego łożnicy.
Oberon.  Stój, stój, zuchwała! Czym nie jest twym panem?
Tytania.  A więc ja twoją powinnam być panią;
Lecz wiem, żeś z wróżek dzielnic się wykradał,
I po dniach całych, w postaci Koryna,
Przy zakochanej śpiewałeś Filidzie
Twoje miłostki, grając nu multankach.
Po coś tu przybył z kończyn ziem indyjskich?
Bo twa krzykliwa w bucikach kochanka,
Bo Amazonka, twoja wojowniczka,
Tezeuszowi oddaje dziś rękę,
A tyś ich łożu przyszedł błogosławić.
Oberon.  Nie maszli wstydu, Tytanio, wspominać
O Hippolicie, gdy wiesz, że mi dobrze
Twe z Tezeuszem znane są zaloty?
Czyż z Perygenii objęć, którą porwał,
W nocy go cieniach nie uprowadziłaś?
Czyż nie twą sprawą połamał przysięgi,
Dane Aryadnie, Egli, Antyopie?
Tytania.  Wszystko to próżne zazdrości wymysły.
I każdą razą, od początku lata,
Kiedy się z moich wróżek zbiorę kołem
W górach, dolinach, na łąkach, śród lasów,
Przy kamyczkami brukowanem źródle,
Lub przy strumyku trzciną bramowanym,
Aby przy wiatrów świszczących muzyce