Śród nocy, w wonnem powietrzu indyjskiem,
Długie nam chwile na rozmowach biegły.
Czasem, na płowym morza siedząc brzegu,
Płynące nawy ścigałyśmy okiem,
Śmiech nas brał, patrząc na ciężarne żagle,
Wydęte tchnieniem rozpustnych wietrzyków;
A ona pięknym swym płynącym chodem
(W łonie nosiła wtedy moje chłopię),
Po złotym piasku wybrzeża żeglując,
Naśladowała chyżej nawy podróż,
I niosła, niby z powrotem, drobnostki
Jak drogi towar z dalekiej podróży.
Śmiertelna, zgasła powijając syna;
Dla jej miłości syna tego chowam,
Dla, jej miłości dziecka nie opuszczę.
Oberon. Jak długo myślisz w tym pozostać borze?
Tytania. Do dnia zaślubin Tezeusza może.
Jeżeli z nami tańczyć chcesz bez swarów,
Świętować z nami przy blasku księżyca,
Zostań; inaczej opuść nasze koło,
A ja twych zabaw pewno nie zakłócę.
Oberon. Daj mi to chłopię, a zostanę z tobą.
Tytania. Nie dam za całe twe królestwo wróżek.
Wróżki, odejdźmy, bo zostając dłużej,
Nazbyt się głośnej doczekamy burzy.
Oberon. Więc idź, lecz zanim lasy te opuścisz,
Potrafię za tę ukarać cię krzywdę.
Zbliż się tu, Puku. Przypominasz sobie,
Kiedym raz siedział na szczycie przylądka
I słuchał pieśni, którą mi syrena
Nuciła, siedząc na delfina grzbiecie,
Pieśń tak czarowną, że ucichło morze,
Z sfer swoich gwiazdy spadały szalenie,
By się dziewicy morskiej przysłuchiwać?
Puk. Pamiętam.
Oberon. Właśnie w tej widziałem chwili
To, czego oczy twe nie mogły dojrzeć,