Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 12.djvu/127

Ta strona została przepisana.
—   117   —

Lecz jak pień stoję pośród pni tysiąca,
Nie mogę bowiem mojej znaleźć Hermii.
Oddal się, precz stąd! nie ścigaj mnie dłużej.
Helena.  Ty mnie przyciągasz, magnesie bez serca,
Lecz nie żelazo przyciągasz, me serce
Jak stal niezmienne. Strać moc przyciągania,
A ja moc stracę iść za twoim śladem.
Demetr.  Alboż cię wabię słowami pochlebstwa?
Czy ci otwarcie, czy jasno nie mówię,
Ze cię nie kocham i kochać nie mogę?
Helena.  Dlatego właśnie kocham cię gwałtowniej.
Jestem twym wyżłem, i gdy bić mnie będziesz,
Ja tem pokorniej łasić ci się będę.
Jak twoim wyżłem gardź mną, bij mnie, zgub mnie,
Pozwól mi tylko, jakkolwiek niegodnej,
Gdzie się obrócisz, iść za twoim tropem.
Powiedz, o gorsze w twej miłości miejsce
Mogęż cię błagać, jak psem twoim zostać?
A i to miejsce drogie jest w mych oczach.
Demetr.  Nie kuś zbyt duszy mojej nienawiści;
Patrząc na ciebie, słabo mi się robi.
Helena.  A mnie jest słabo, gdy ciebie nie widzę.
Demetr.  Wielką skromności twej wyrządzasz krzywdę,
Gdy miasto rzucasz, sama się oddajesz
W ręce człowieka, który cię nie kocha,
Na wszystkie nocy wystawiasz pokusy,
Na złe podszepty samotnej ustroni
Bogate skarby twojego dziewictwa.
Helena.  Moją obroną cnota twoja będzie.
Tam słońce dla mnie, gdzie twarz twoją widzę,
Jakże mam myśleć, że jestem śród nocy?
Niema w tym borze dla mnie samotności,
Ty bowiem dla mnie światem jesteś całym;
Jakże powiedzieć, że jestem tu sama,
Kiedy tu na mnie świat mój patrzy cały?
Demetr.  Umknę przed tobą, skryję się w paprociach,
Na pastwę dzikich zostawię cię zwierząt.
Helena.  Najdziksze zwierzę serca twego nie ma.