Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 12.djvu/131

Ta strona została przepisana.
—   121   —

Lecz, przyjacielu, kochanka cię błaga,
Oddal się tyle, co skromność wymaga
Od cnotliwego męża i dziewczyny.
Tak, dobrze. Teraz, dobranoc, jedyny!
A w sercu twojem chowaj miłość stałą,
Póki się z duszą nie rozdzieli ciało.
Lizander.  Amen! Niech Bogi twe ziszczą błaganie,
Niechaj z miłością i życie ustanie.
Cały swój pokój niech sen na cię zleje!
Hermia.  Nie, nie, połową niech twą skroń owieje!

(Zasypiają. — Wchodzi Puk).

Puk.  Darmo szukam, darmo lecę,
Ateńczyka niema w borze,
Na któregobym powiece
Sprawdził, co ten kwiatek może.
Lecz co widzę? W nocy cieniu
Poznaję go po odzieniu.
To on, co z wzgardą odpycha
Biedne dziewczę kochające,
A to ona, marząc wzdycha
Na wilgotnej rosą łące.
Biedne dziecko spać nie śmiało
Przy swojego kata boku.
Kładę teraz na twem oku
Siłę czarów moich całą.
Odtąd wzdychaj, kochaj stale,
Niech od ócz twych sen ucieka.
Zbudź się, skoro się oddalę,
Bo Oberon na mnie czeka (wychodzi).

(Wbiegają: Demetryusz i Helena).

Helena.  Stój, choćbyś własną miał zabić mnie dłonią!
Demetr.  Przestań daremną dręczyć mnie pogonią!
Helena.  Chceszli samotną zostawić mnie w lesie?
Demetr.  Krok jeden dalej zgubę ci przyniesie (wychodzi).
Helena.  Straciłam siły śród marnej gonitwy:
Tem mniejsza łaska im dłuższe modlitwy.
Gdziehądź jest teraz, jak Hermia szczęśliwa!
Niebieski urok w oczach jej spoczywa.