Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 12.djvu/134

Ta strona została przepisana.
—   124   —

krzak tarniny naszą garderobą, a odegramy sztukę słowo w słowo jak przed księciem.
Denko.  Piotrze Pigwo —
Pigwa.  Co chce powiedzieć waligóra Denko?
Denko.  Są rzeczy w tej komedyi Pirama i Tyzby, które podobać się nie mogą. Naprzód Piram musi dobyć oręża, żeby się własną zabić ręką; takiego widoku nie mogą znieść damy. Co na to odpowiesz?
Ryjak.  Na Najświętszą Panienkę, straszna to sprawa!
Głodzik.  Jabym sądził, że byłoby najlepiej opuścić to samobójstwo na końcu.
Denko.  Uchowaj Boże! Znalazłem lekarstwo na wszystko. Napisz mi prolog, a niech w tym prologu stoi wyraźnie, że nikomu nie zrobimy krzywdy naszemi szablami, i że Piram nie zabił się naprawdę. Dla większej pewności, powiedz im, że ja, Piram, nie jestem Piram, ale nazywam się Denko, a jestem tkaczem z profesyi; to im wszelki strach odejmie.
Pigwa.  Dobry pomysł; postaramy się o taki prolog, a będzie napisany w ośmio i sześciozgłoskowych wierszach.
Denko.  Nie, dodaj dwie więcej, niech się składa z ośmiu i ośmiu.
Ryjak.  A czy się lwa nie zlękną czasem damy?
Glodzik.  Przyznam się, że bardzo się tego lękam.
Denko.  Mości panowie, rzecz ta wymaga namysłu. Wprowadzić, czego nie daj Boże! lwa między damy, to rzecz najstraszniejsza, bo niema drapieżniejszego ptaka żyjącego od lwa na całej ziemi; trzeba nam to zawsze mieć na pamięci.
Ryjak.  A więc trzeba, żeby drugi prolog zapowiedział, że to nie lew.
Denko.  A w dodatku należy ogłosić nazwisko aktora; trzeba, żeby mu widać było pół twarzy przez lwią paszczę, a on sam musi przez ten otwór w takim lub podobnym mówić niesensie; Panie, albo piękne panie, życzyłbym wam, albo prosiłbym was, albo błagałbym was, żebyście się nie lękały, żebyście nie drżały: mojem życiem odpowiadam za wasze. Gdybyście myślały,