Pigwa. Bóg z tobą, Denko, Bóg z tobą! Jesteś przedzierzgnięty (wychodzi).
Denko. Przewąchałem ich hultajstwo. Chcą ze mnie zrobić osła, przestraszyć mnie, jeśli się im uda. Ale ja sobie będę tu spacerował i śpiewał, aby słyszeli, że się nie boję.
(śpiewa) Kos z swem piórem czarnem, lśniącem,
Ze swym dziobem cytrynowym,
Drozd ze świstem swoim brzmiącym,
Królik z skrzydłem motylowem.
Tytania (budząc się). Jakiż mnie anioł z słodkich budzi marzeń?
Denko (śpiewa). Zięba i wróbel na dachu,
I kukułka czarnobrzucha,
Której mąż niejeden słucha,
Nie śmiąc krzyknąć: nie! ze strachu —
bo i któżby zważał na pieśń tak głupiego ptaka? ktoby chciał ptakowi kłamstwo zadawać, choćby wrzeszczał z całego gardła kuku?
Tytania. O, śpiewaj jeszcze, słodki śmiertelniku,
Bo piosnka twoja uszy me zachwyca,
Jak twoja postać zachwyca me oczy!
Twój wdzięk mnie wyznać mimowolnie zmusza,
Że lgnie do ciebie cala moja dusza.
Denko. Zdaje mi się, mościa pani, że to nie dowodzi wcale twojego wielkiego rozumu; choć prawdę mówiąc, rozum i miłość rzadko chodzą w parze za naszych czasów. Tem większa szkoda, że jaki uczciwy sąsiad nie chce ich pojednać. Jak widzisz, że i ja też mogę dowcipkować przy sposobności.
Tytania. Bo dowcip w tobie równy twej piękności.
Denko. Bynajmniej. Ale gdybym miał dosyć dowcipu, żeby się z tego lasu wydostać, miałbym go dosyć na moje potrzeby.
Tytania. O, z tego lasu nie chciej się wydostać,
Czy chcesz, czy nie chcesz, musisz tutaj zostać.
Wszechwładną panią w wróżek jestem kraju,
Dzielnice moje w wiecznym kwitną maju,
A ja cię kocham. Zostań tylko z nami,