Na drugą stronę przez tę przeszło studnię,
Pogodę słońca zaćmiło południe.
To być nie może; tyś go zabił zdradą:
Twarz zbójcy musi jak twoja być bladą.
Demetr. Twarz zabitego jak moja jest białą;
Twe okrucieństwo mnie zamordowało,
Lecz wieczna piękność, zbójco, na twem czole
Błyszczy jak Wenus w swych sióstr bledszych kole.
Hermia. Wskrzesić Lizandra mego czy to w stanie?
Wróć mi go, błagam, wróć mi, dobry panie!
Demetr. Przód psom na strawę dałbym jego kości.
Hermia. Precz, podły kundlu! Dziewiczej skromności
Ty mnie zmusiłeś granice przekroczyć.
Tyżeś śmiał czystą krew jego wytoczyć,
Nić jego życia twym przeciąć orężem?
Przestań więc odtąd nazywać się mężem.
Choć raz bądź szczery: czyż ci serca stało
Obudzonemu w oczy spojrzeć śmiało?
Czyliś śpiącego zabił? Jakie męstwo!
I żmija takie odnosi zwycięstwo;
To żmii sprawa, nigdy żądło gadu
Więcej od ciebie nie sączyło jadu.
Demetr. Hamuj twój zapał; próżny gniew twój wielki;
Jam krwi Lizandra nie wylał kropelki,
I mojem zdaniem Lizander twój żyje.
Hermia. Więc powiedz, błagam, gdzie się teraz kryje?
Demetr. Jakiej nagrody mógłbym za to czekać?
Hermia. Z przed moich oczu na zawsze uciekać.
Na dno się ziemi przed twem okiem skryję;
Widzieć cię nie chcę, czy umarł, czy żyje (wychodzi).
Demetr. Próżno ją gonić w pierwszej gniewu sile,
Wolę tu zostać i spocząć na chwilę.
Dusza tem silniej czuje smutku ciążę,
Kiedy mu z długu sen się nie wywiąże;
Może mu teraz zadatek przyniesie,
Gdy czekać będę na niego w tym lesie (kładzie się).
Oberon. Ach, coś ty zrobił! Dłoń twa oszukana
Zwilżyła oczy biednego młodziana,
Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 12.djvu/141
Ta strona została przepisana.
— 131 —