Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 12.djvu/147

Ta strona została przepisana.
—   137   —

Hermia.  Co się to znaczy? Skąd to grubiaństwo,
Drogi kochanku?
Lizander.  Ja, drogi kochanku?
Oddal się, precz stąd, żółta Tatarzynko!
Hermia.  Czy nie żartujesz?
Helena.  Żartujecie razem.
Lizander.  Dotrzymam mego słowa, Demetryuszu.
Demetr.  Daj na to oblig, bo jak teraz widzę,
Twe słowo złamać lekka może ręka.
Lizander.  Cóż ja mam począć? Czy chcesz, bym ją zabił?
Nie chcę jej krzywdzić, choć jej nienawidzę.
Hermia.  Krzywdą największą twoja mi nienawiść.
Nienawiść! za co? Drogi, co się stało?
Czyż ja nie Hermia? Czy ty nie Lizander?
Jestem tak piękną, jak byłam przed chwilą,
Wszakże tej nocy jeszcze mnie kochałeś,
Ach, i tej nocy rzuciłeś mnie także!
Czemuś mnie rzucił? O, uchowaj Boże!
Naprawdę? powiedz.
Lizander.  Naprawdę, przysięgam.
Nigdy już spotkać z tobą się nie chciałem.
Więc przestań wątpić, wyrzecz się nadziei,
Bo to nie żarty, lecz prawda, że z serca
Brzydzę się tobą, a kocham Helenę.
Hermia.  Ha, ty kuglarko, miłości złodzieju!
Kwiatów robaku! więc w nocy przybyłaś,
I serce memu skradłaś kochankowi?
Helena.  Pięknie, na honor! Nie masz więc skromności,
Niemaszże w sobie dziewiczego wstydu?
Więc pragniesz gwałtem z moich ust łagodnych
Niecierpliwości wywołać odpowiedź?
Fe, wstydź się, lalko, wstydź, komedyantko!
Hermia.  Lalko? dlaczego? O, teraz rozumiem,
Porównywając, widzę, naszą kibić,
Nie zapomniała o swej wysmukłości,
I swoim wzrostem, swym olbrzymki wzrostem,
Przemogła na nim; niema wątpliwości.
Także więc w jego poważaniu wzrosłaś,