Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 12.djvu/148

Ta strona została przepisana.
—   138   —

Że się przy tobie karlicą wydaję?
Więc jestem małą, malowana tyczko,
Powiedz, jak małą? Ja ci tylko powiem,
Żem nie do tego stopnia jeszcze matą,
By me paznokcie ócz twych nie dosięgły.
Helena.  Panowie, błagam, choć ze mnie szydzicie,
Brońcie mnie od niej! Nie byłam swarliwą,
Do obelg nie mam najmniejszego daru,
I mam prawdziwie dziewiczą lękliwość.
Brońcie mnie od niej! Może się wam zdaje,
Że się potrafię sam na sam z nią mierzyć,
Bo trochę niższą wzrostem jest ode mnie —
Hermia.  Niższą? Znów niższą?
Helena.  Dobra moja Hermio,
Nie bądź, przez Boga, tak dla mnie okrutną!
Wszakże ja zawsze kochałam cię, Hermio,
Nigdy ci żadnej nie zrobiłam krzywdy,
Chyba gdym w szale miłości zdradziła
Twoją ucieczkę; on pobiegł za tobą,
A ja, przez miłość, pośpieszyłam za nim,
Lecz on mnie słowem odgonił surowem,
Wzgardą, ciosami, śmiercią nawet groził.
I teraz, pozwól w pokoju mi odejść,
A ja do Aten z mem wrócę szaleństwem,
I mym widokiem dręczyć cię przestanę.
Pozwól mi odejść! Patrz, jak jestem prostą,
I jak potulną.
Hermia.  A któż cię tu trzyma?
Helena.  Szalone serce, które tu zostawiam.
Hermia.  Z kim? Czy z Lizandrem?
Helena.  O nie! z Demetryuszem.
Lizander.  Nie bój się, ona nie zrobi ci krzywdy.
Demetr.  Nie, mości panie, choć trzymasz jej stronę.
Helena.  O, wiem, jak śmiałą i chytrą jest w gniewie;
Piekielną jędzą w szkole jeszcze była
I zapalczywą, chociaż wzrostem małą.
Hermia.  I znowu małą? Wciąż nizką i małą?
Długoż mnie jeszcze krzywdzić pozwolicie?