Pójdę z nimi w korowody.
Nadchodzi jeden.
Lizander. Gdzie, Demetryuszu, szukać mam twej głowy
Puk. Tu na cię czekam, przyjdź, jestem gotowy.
Lizander. Przybywam.
Puk. Idźmy na równiejsze pole.
Demetr. Gdzieżeś, Lizandrze, tchórzliwe pacholę?
Uciekasz, widzę, fałszywy junaku;
Odpowiedz, w jakim schowałes się krzaku?
Puk. Gwiazdy, jak widzę, wyzywasz zuchwale,
Językiem walczysz w bohaterskim szale,
Chowasz się jednak; pokaż się tu, chłopię,
Rózgą cię tylko jak dziecko wykropię,
Byłoby hańbą karcić cię orężem.
Demetr. Mam cię, nakoniec.
Puk. Idź za moim głosem,
Tam zobaczymy, kto lepszym jest mężem,
Tam się nakoniec z swoim spotkasz losem.
Lizander. Ciągle wyzywa, a ciągle ucieka,
Idę, gdzie woła, a gdzie on nie czeka;
Skrzydeł mu, widzę, strach pożyczył chyży,
Żadna mnie pogoń do niego nie zbliży,
W nocy na dzikie zagnany bezdroże
Znużone ciało na chwilę tu złożę, (kładzie się)
A gdy się słońce na niebie pokaże,
Znajdę zuchwalca i jak godzien skarżę.
Puk. Nigdyż cię, tchórzu, dopędzić nie zdołam?
Demetr. Jeśli masz serce, przybądź, tu cię wołam,
Ale uciekasz, bo trwoga cię toczy,
Nie masz odwagi raz spojrzeć mi w oczy.
Gdzież jesteś?
Puk. Tutaj.
Demetr. Daremno czas tracę.
Wszystkie te żarty z lichwą ci zapłacę,
Gdy dzień mi twoją kryjówkę odsłoni.