nie wypowie, co to za sen był. Człowiek, coby chciał sen ten wytłómaczyć, po prostu byłby osłem. Zdawało mi się, że byłem — nikt nie potrafi zgadnąć, czem byłem. Zdawało mi się, że byłem i zdawało mi się, że miałem. Ale ktoby się podjął powiedzieć, co mi się zdało, że miałem, ten po prostu byłby pstrokatym błaznem. Oko ludzkie nie słyszało, ucho ludzkie nie widziało, ręka ludzka niezdolna posmakować, język pojąć, a serce wypowiedzieć, co mi się śniło. Namówię Piotra Pigwę, żeby o tym śnie napisał balladę, tytuł jej będzie: Sen Denka, bo jest bezdenna, a zaśpiewam ją przy końcu sztuki, w przytomności księcia. Być nawet może, że dla dodania jej krasy, zanucę ją nad umarłą Tyzbe (wychodzi).
Pigwa. Czyście posłali do domu Denka? Czy wrócił?
Głodzik. Ani słychu o nim. Bez wątpienia leży gdzieś zaczarowany.
Fujarka. Jeśli nie wróci, krucho z naszą sztuką; bez niego kroku nie ruszy, czy nie prawda?
Pigwa. Bez niego wszystko przepadło, bo niema w Atenach drugiego człowieka, coby mógł predstawić Pirama.
Fujarka. Nie, niema. On ma po prostu najbystrzejszy dowcip ze wszystkich czeladników ateńskich.
Pigwa. A do tego najpokaźniejszą postawę; a co do słodyczy głosu, to drugi słowik.
Fujarka. Należało ci powiedzieć: to drugi lew, bo słowik, odpuść Boże, to rzecz do niczego. (Wchodzi Cichy).
Cichy. Mości panowie, książę wraca ze świątyni, gdzie w dodatku odbył się ślub dwóch lub trzech pań i panów. Gdyby nam się udało przedstawić naszą sztukę, wyszlibyśmy wszyscy na ludzi.
Fujarka. O słodki waligóro Denko! gdzie jesteś? Tak więc, straciłeś pół-złotka na dzień, przez całe życie. Nie