Lic jego złoto pierwiosnek?
O, łzy moje wiekuiste,
Bo on miał oczy zielone jak czosnek!
Trzy siostrzyce, przybywajcie,
A ręce blade jak mleko
Krwi czerwonej jego rzeką
Bez ustanku polewajcie,
Gdyście przecięły, złe jędze,
Dni jego jedwabną przędzę!
Lecz języku, dość tych żali!
Przyjdź mi w pomoc, wierna stali!
Utoń w głębiach mego łona!
Przyjaciele, bądźcie zdrowi!
Tak Tyzbe kona.
Bądźcie zdrowi! zdrowi! zdrowi! (Umiera).
Tezeusz. Zostało światło księżyca i lew, żeby pogrzebać umarłych.
Demetr. I mur do pomocy.
Denko. Nie, możecie mi wierzyć; mur już rozwalony, który rozdzielił ich ojców. Czy chcecie teraz widzieć epilog, albo przysłuchać się bergamaskiemu tańcowi, wykonanemu przez dwóch tancerzy naszego cechu?
Tezeusz. Tylko proszę, żadnego epilogu; sztuka wasza nie potrzebuje obrony. Nie broń nikogo; bo gdzie wszyscy aktorowie pomarli, nie potrzeba ganić jednego. Gdyby ten, co to napisał, grał rolę Pirama i powiesił się na podwiązce Tyzby, byłaby to prześliczna tragedya, choć jest nią i teraz, na uczciwość, a odegraną znakomicie. Pokaż nam teraz wasz bergamaski taniec, a daj pokój epilogowi. (Taniec klaunów).
<poem>
Tezeusz. Żelazny język wymówił dwunastą;
A więc do łożnic! to prawie czas wróżek.
Boję się jutro rano tak spać długo,
Jak długo wieczór ten przeciągnęliśmy.
O ciężkim nocy kroku ta nam farsa
Nie dała myśleć. Czas spać, przyjaciele.
Będziem to święto obchodzili godnie
Śród uczt i tańców dwa jeszcze tygodnie. (Wychodzą).
<poem>